W powiecie ziemskim tarnowskim na 27 padłych w tym roku krów jedynie 15 zostało przebadanych pod kątem BSE. Według powiatowego lekarza weterynarii Jana Grudnika, rolnicy często nie zgłaszają informacji o padłych zwierzętach ze względu na koszty, które muszą z tego tytułu ponosić. Według powiatowego lekarza weterynarii, nie ma jednak powodu do obaw, jeśli kupujemy mięso wołowe z wiadomego źródła.
Wszystkie krowy, które trafiły do rzeźni, a miały ukończone ponad 2 i pół
roku, są obowiązkowo poddawane w Polsce badaniom na BSE. Badaniom takim poddaje
się także krowy padłe, a tu granica wiekowa jest nawet niższa. Badaniom na
obecność prionów poddaje się bowiem padłe zwierzęta powyżej drugiego roku życia.
Jak twierdzi powiatowy lekarz weterynarii w Tarnowie, Jan Grudnik, nie wszystkie
jednak.
Na przykład w powiecie tarnowskim od początku roku było 27
przypadków padłych krów, a przebadano z tego mniej więcej połowę, bo 15. O
ile krów ubijanych w rzeźniach, tych, które mają powyżej 2 i pół roku, jest
badane sto procent, o tyle wśród padłych krów zdarza się, że niektóre przypadki
są poza systemem – powiedział nam wczoraj powiatowy lekarz weterynarii Jan
Grudnik. – Z różnych powodów one nie są badane. Przy czym oczywiście nie ma
żadnej pewności, że są to krowy podejrzane o BSE.
Monitorowanie mięsa
wołowego zakłada badanie pod kątem BSE wszystkich przypadków padłych krów.
Według lekarzy weterynarii powinno tak być, ale czasem nie dochodzi do badań z
winy samych właścicieli bydła, którzy nie zgłaszają przypadków zdechnięcia
krowy.
Dane te zbiera Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa,
bowiem zgodnie z przepisami, każdy rolnik jest zobowiązany zgłosić agencji każdą
padłą sztukę bydła. Wypełnia w tym celu specjalny formularz, a informacja o
nieżyjącej już krasuli wprowadzana jest następnie do systemu komputerowego. W
praktyce bywa jednak z tym różnie właśnie z tego powodu, że rolnicy nie zawsze
zgłaszają w ARiMR-ze swoje padłe zwierzęta. Choć według Jana Grudnika, nie tylko
z tego powodu tak się dzieje.
Świadomość rolników to jedna rzecz, ale
z drugiej strony to sprawa także systemu monitorowania – tłumaczy powiatowy
lekarz weterynarii w Tarnowie. – Podejrzewam, że system zacznie działać
prawidłowo dopiero od 1 stycznia 2004 roku, dotąd działa połowicznie. Od
niedawna są też podpisane umowy między gminami a zakładami zbierającymi padłe
zwierzęta. Koszt dowozu takiego zwierzęcia wynosi około 600 zł, więc rolnicy nie
chcąc płacić, po prostu nie zgłaszają niektórych przypadków.
Według
Jana Grudnika, laboratorium w Krakowie jest świetnie przygotowane, bo to właśnie
ono wykryło dwa przypadki BSE u krów na sześć ujawnionych dotąd w Polsce.
Ostatni przypadek wykrycia BSE pokazał, że przy zachowaniu prawidłowego
systemu dowożenia krów, znakowania, badania i wykrywania już w ciągu kilku minut
jest wiadomo skąd pochodziła krowa – mówi Jan Grudnik. – Nie ma obaw dla
ludzi, jeśli będą kupowali mięso pochodzące z ubojni, które są do tego
przygotowane.