Powoli odradza się popyt na mięso wołowe w województwie zachodniopomorskim.
Największy spadek zanotowano na początku maja, kiedy oficjalnie potwierdzono wykrycie pierwszego przypadku choroby wściekłych krów w Polsce. Spadek sięgał wówczas 50 proc. i utrzymywał się przez dwa, trzy tygodnie.
Obecnie jest to 30 proc. – zapewnia Zdzisław Świątkiewicz, właściciel Zakładu Przetwórstwa Mięsnego w Stargardzie Szczecińskim – Dziennie rozbieramy około 2 ton wołowiny, z czego 400-500 kg sprzedajemy jako mięso w elementach. Reszta jest przetwarzana.
Bydło do tej ubojni trafia od rolników pobliskich gmin. Hodowcy ci preferują tradycyjne metody żywienia zwierząt. Z własnej ubojni zrezygnował Ignacy Zaniewski, właściciel Zakładu Przetwórstwa Mięsnego Grupy "Farmer" w Nowogardzie. Obecnie sprowadza mięso z "Agrosu" Koszalin i ze Śremu. Przyczyną tej decyzji jest spadek zainteresowania mięsem.
Do 20 proc. spadku zainteresowania wołowina przyznaje się Franciszek Brudło, kierownik zakładu handlu i marketingu Spółdzielczej Agrofirmy Witkowo – To efekt psychozy niż racjonalnego zachowania. Nasi klienci wiedzą, że od lat prowadzimy hodowlę w cyklu zamkniętym. Bydło rzeźne jest wyłącznie naszego chowu, opartego na paszach roślinnych z naszej mieszalni. Wszystko odbywa się pod kontrolą zootechniczną i weterynaryjną. F. Brudło zapewnia, że nie zamierzają ograniczyć hodowli bydła. Wręcz przeciwnie, zamierzają ją rozwijać tak, by zachować ciągłość sprzedaży wołowiny, która powoli poprawia się.
Trend ten potwierdza Stanisław Mergalski, dyrektor ds. produkcji Zakładów Mięsnych "Agraf" w Szczecinie. Jak powiedział dyrektor zamówienia powoli rosną. Blisko 30 proc. wołowiny trafia na eksport.
Wołowinę wysyłamy głównie do Szwecji, Niemiec i Grecji – wyjaśnia dyrektor – Dotychczas nie odnotowaliśmy żadnych odmów ze strony odbiorców.
.png)
Zaloguj przez Facebook
