Senat nie wniósł zastrzeżeń do kolejnej ustawy o biopaliwach. Niestety, jest to taki sam gniot prawny jak poprzednie klony tej ustawy - ocenia w "GW" Andrzej Kublik.
To, ile komponentów ze zbóż, ziemniaków czy buraków trzeba będzie obowiązkowo
dolewać do paliw w Polsce, ustawa uzależnia wyłącznie od widzimisię urzędników.
Parlamentarzyści beztrosko zignorowali wszelkie zastrzeżenia UKIE, a więc po
wejściu do UE prawo będziemy musieli zmieniać, a koszty działań podjętych przed
nowelizacją pokryją podatnicy.
Zakłada się przecież
zakontraktowanie na co najmniej pięć lat z góry surowców do wyrobu
biokomponentów. W materiałach omawianych przez parlamentarzystów ze świecą w
ręku można zaś szukać informacji, ile biokomponentów będzie potrzeba za dwa,
trzy lata, nie mówiąc o tym, co się będzie dziać za pięć lat albo później. Nie
wiadomo, w jaki sposób będzie badany wpływ na samochody biopaliw dodawanych w
skali nieznanej nigdzie w świecie - podkreśla komentator
"GW".
Według niego, kolejna ustawa o biopaliwach znów oznacza
jedynie haracz dla kierowców i wystawienie ich na ryzyko eksperymentu w skali
nieznanej w świecie. Dlatego komentator "GW" prosi pana prezydenta, by także tę
ustawę zawetował.