Komisja Europejska przyjęła w środę projekt reformy rynku cukru w UE Protestują producenci z wielu państw Unii, jak i najbiedniejsze kraje-producenci cukru. Bruksela zapewnia, że przynajmniej w Polsce plantatorzy i cukrownie stracą minimalnie albo i wcale.
Nie ma alternatywy dla głębokiej reformy rynku cukru - oświadczyła w Brukseli komisarz rolnictwa Mariann Fischer Boel, przedstawiając dziennikarzom główne punkty zmian. Unia musi zreformować ten rynek, bo przegrała proces o nadmierne dotowanie eksportu w Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Dla Polski cukrowa reforma ma kluczowe znaczenie - jesteśmy trzecim co do wielkości, po Francji i Niemczech, producentem cukru z buraków w Europie. Wytwarzamy 1,58 mln ton cukru na rynek polski (tzw. kwota A) i 92 tys. ton na dotowany eksport (tzw. kwota B) z ogólnej wielkości 17,5 mln ton.
Bruksela chce doprowadzić do znaczącego obniżenia produkcji cukru w UE. Zapowiada połączenie w jedną kwoty produkcji A i B, zniesienie systemu interwencji rynkowej oraz wprowadzenie tzw. cen referencyjnych. Mają one być o 39 proc. niższe niż obecne ceny interwencyjne - jeśli chodzi o cukier i o 42,6 proc. niższe - jeśli chodzi o buraki cukrowe.
O ile zmniejszy się produkcja? Tego Komisja nie podaje. Eksperci mówią o cięciu o 6,2 mln ton. Na pewno stracą na tym plantatorzy - w kilku krajach UE zapewne w ogóle znikną z rynku. W Polsce na pewno nie, więc Bruksela proponuje dla nich nowe dotacje, wyrównujące 60 proc. utraconych zysków. Te dotacje byłyby niezależne od wielkości produkcji.
Spadek cen europejskiego cukru o ok. 40 proc. nie cieszy producentów z biednych państw Afryki, Karaibów i Pacyfiku, np. Tanzanii. Na mocy porozumień z Unią mogą one eksportować na europejski rynek bez ceł 1,3 mln ton cukru z trzciny cukrowej po cenie trzy razy wyższej niż światowa. Bruksela przewidziała dla nich 40 mln euro dodatkowej pomocy, co uważa się za kwotę zdecydowanie zbyt małą.
Przeciw propozycji reformy już zaprotestowała zdecydowania Hiszpania i Irlandia. Ten ostatni kraj obok Grecji, Włoch i Portugalia ma według przewidywań Brukseli w ogóle zaprzestać produkcji dotowanego cukru.
Poprzedni polski minister rolnictwa Wojciech Olejniczak był gotów poprzeć reformę po niezbędnych, korzystnych dla Polski korektach. Po raz pierwszy przewidywała ona bowiem, że nasi producenci dostaną 100-proc. nowe dopłaty - tak jak plantatorzy buraków cukrowych w starej Unii.
Obecne kierownictwo resortu, pod presją cukrowego lobby, przyjmuje ostrzejszą linię. W poniedziałek minister rolnictwa Jerzy Pilarczyk zapowiedział, że Polska tej reformy nie poprze.
Polska wolałby np., by najpierw zredukować kwotę B cukru na eksport. Dla Francji i Niemiec jest ona niemal dziewięciokrotnie wyższa niż dla Polski, choć ich produkcja tych krajów jest większa tylko o 2-2,5 raza. To rozłożołoby poświęcenia poszczególnych państw w bardziej zrównoważony sposób.
O kształcie reformy rynku cukru zdecydują - zapewne w przyszłym roku - ministrowie rolnictwa państw UE.