Jeśli w ogóle, to dopiero w drugiej połowie roku branża mleczarska odczuje pozytywne skutki unijnej interwencji. Chyba, że przedsiębiorcy prześpią okazję i nie wykorzystają szansy, jaką daje im wprowadzenie subwencji eksportowych.Z dopłatami do eksportu już jest problem. Przedsiębiorcy skarżą się na ich wysokość.
Tadeusz Nadrowski – prezes OSM Ostrołęka: jako praktyk nie ukrywam, że liczyłem na coś więcej. Ale nie ukrywam, że walczyliśmy o jakąkolwiek pomoc no i uzyskaliśmy, chociaż chciałoby się więcej.
Kolejny problem to unijne wymagania, które są trudne do spełnienia. Poza tym polski eksport w 80% trafia do krajów Unii Europejskich, a tej sprzedaży dotować nie wolno.
Waldemar Broś – prezes KZSM: to dopinguje nas, żebyśmy wchodzili ze sprzedażą swoich produktów na rynki trzecie, które mamy również bardzo blisko. Myślę tu o Rosji, Ukrainie, Białorusi ale również o krajach azjatyckich.
Pozostaje jeszcze interwencyjny skup masła i mleka w proszku. Szansę na udział w skupie masła są minimalne. Niewielki limit 30 tysięcy ton będzie prawdopodobnie w ciągu dwóch tygodniu wyczerpany. Ale z mlekiem w proszku jest już zupełnie inaczej. Bruksela chce bowiem zdjąć z rynku, aż 109 tysięcy ton.
Waldemar Broś – prezes KZSM: można powiedzieć, że to nie jest mało. Ponieważ to jest odkoło 14% całej produkcji mleka w proszku chudego w Unii Europejskiej. Czyli co 7 tona może być wykupiona na interwencję. Ale to będzie oczywiście zależeć od aktywności firm.
Niestety firmy krajowe jak na razie do unijnych inicjatyw stabilizacji rynku podchodzą z dużą rezerwą.
Tadeusz Badach – prezes OSM Krasnystaw: dopłaty eksportowe i produkcja na tak zwane rezerwy to my w tym raczkujemy. Stara 15-stka jest przygotowana. Rzucają hasło wykup interwencyjny i oni są przygotowani. Logistycznie, finansowo, obsługowo – natomiast my nie.
Mleczarze szacują, że skup interwencyjny zakończy się sukcesem jeżeli polskie firmy oddadzą do unijnych magazynów 5 tysięcy ton masła i od 20 do 30 tysięcy ton mleka w proszku.
8226833
1