Ceny drobiu rzeźnego znowu wahają się w granicach 2,80-3 zł za kilogram. Drobiarze narzekają na niską opłacalność i czekają na odbiorców z Zachodu. Wielu z nich dziwi się, dlaczego nasze kurczaki, gęsi i indyki nie zawojowały unijnego rynku.
Na początku maja handel wewnątrzunijny zapowiadał się całkiem nieźle. Zachodni odbiorcy przysyłali po polski drób tiry za tirami. Pod koniec maja ceny znacznie wzrosły. W czerwcu kilogram kurczaka (żywca) wyceniano nawet na 4 zł.
Mówiłem drobiarzom, żeby uważali z cenami, bo przestraszą sąsiadów - mówi prof. Stanisław Wężyk, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz w Poznaniu. No i skończyło się tak, że z Polski wyjeżdża niewiele drobiu, choć jest tani i świetnej jakości.
We wrześniu 100 kg tuszki kurczaka kosztowało w: Polsce - ok. 102 euro, Niemczech - 158 euro, Francji - 190 euro. Cena estońskiego mięsa była najbardziej zbliżona do polskiego, jednak i tak aż o ok. 20 euro (za 100 kg) wyższa. Pomimo tak niskich stawek nasz drób nie jest już tak chętnie kupowany jak na początku maja.
Kiedy latem ceny były wysokie, niektórzy zerwali umowy i sprzedawali drób tylko na rynku krajowym - twierdzi Zenon Pieńkos , prezes firmy DROBEX z Solca Kujawskiego. To doprowadziło do jego rozregulowania. Każdy sobie -
Mamy konkurencję polsko-polską - dodaje prof. Wężyk. Zakłady drobiarskie, jeśli sprzedają za granicę, to poprzez pośredników. W dodatku nawzajem sobie szkodzą dając niższą cenę niż koledzy. A przecież polskie firmy mogłyby stworzyć konsorcjum i wypromować wspólną markę.
Zdaniem prezesa Pieńkosa nie jest to możliwe: Każdy ciągnie w swoją stronę, a producentów drobiu w Polsce jest zbyt wielu.
Niebawem liczba producentów może się zmniejszyć, ponieważ dziewięćdziesiąt procent z nich jest zadłużonych w wylęgarniach i w wytwórniach pasz. Wielu nie stać na spłatę długów, a na znaczący wzrost cen nie ma co liczyć.
Ceny kurczaków i kaczek mogą znowu spaść. Indyki i gęsi nie powinny stanieć.