Ze stempla odbitego na skorupce będzie się można dowiedzieć, z jakiej fermy jajo pochodzi, czy kura, która go zniosła była zamknięta w klatce, czy może biegała sobie z koleżankami po łące. A jeśli tak, to czy ta łąka była np. w Polsce, w Niemczech, czy może kura dziobała holenderskie robale.
Teraz o pochodzeniu jajka wiemy tylko tyle, ile wyczytamy na opakowaniu. Od 1 maja na specjalnym stemplu odbitym na skorupce, podany będzie numer statystyczny fermy, numer kurnika, z jakiego pochodzi, a nawet klatki, w której siedziała kura-matka. Informacje te zostaną zapisane w ciągu dziewięciu cyfr i dwóch liter określających kraj pochodzenia jajka. Do stemplowania będzie używany specjalny rodzaj tuszu, który nie przenika przez skorupkę.
Najprawdopodobniej pieczątek będą musiały od maja używać średnie i duże fermy. Właściciele stad do 300 kur, mają dostać jeszcze rok na dostosowanie się do unijnych wymogów. Jak ostatecznie będzie, tego nie wie nikt. Do 1 maja zostało już tylko kilka tygodni, a Ministerstwo Rolnictwa nie ogłosiło jeszcze żadnego rozporządzenia w tej sprawie.
Drobiarze coś wiedzą
W naszym regionie jaja produkuje 16
ferm. Większość położona jest w powiecie zamojskim. W fermach tych hoduje się od
2 do 7,5 tysiąca niosek. Największa ferma znajduje się w Bidaczowie koło
Biłgoraja. Jaja znosi tam około 100 tysięcy sztuk kur.
- Na razie żaden z hodowców nie zgłosił się do nas z problemem znakowania jaj. Śledzę informacje w „Polskim Drobiarstwie”, ale przyznam, że do tej pory nie natrafiłam na materiały dotyczące maszyn do znakowania i tuszu. Może sami drobiarze coś wiedzą - mówi Honorata Repeć z WODR w Sitnie. - Krajowi producenci jaj, przynajmniej ci więksi i lepiej przygotowani do integracji, wchodzą do Unii Europejskiej w nie najgorszych nastrojach.
Bieżący rok, jak wszystko na to wskazuje, upłynie pod znakiem większej stabilizacji rynku i opłacalności produkcji jaj, a integracja Polski z UE nie spowoduje w tej branży trzęsienia ziemi. Przeciwnie, bilans szans i zagrożeń dla tego rynku wskazuje raczej na lekką przewagę po stronie szans – twierdzą specjaliści z BOSS.
My się Unii nie boimy
- A ja tam Unii nie chcę, bo to
niby Europa, ale już nie Polska. Nie wierzę w cuda i nie liczę na nic dobrego. A
jeśli chodzi o maszyny do pieczętowania, to mam je już od dawna. I nie jest to
dla mnie żadna nowina. Więc się tym teraz nie interesuję. Mam ważniejsze
problemy niż pieczątki – mówi Waldemar Suski, hodowca spod Zamościa.
- Z tymi pieczątkami to jeszcze nic nie wiadomo. Podobno nasi złożyli pismo, żeby nam Unia wydłużyła okres przejściowy do 2012 roku, a jak nie, to od lipca przyszłego roku, bo przecież od maja tego roku to nierealne. Nie ma maszyn dla ferm. Chociaż ja taką maszynę akurat mam. Stara, bo stara, ale działa i jeśli będzie nakaz, to włączam i pieczętuję – tłumaczy Edward Skiba, hodowca z Wólki Łabuńskiej.
On także ma ważniejsze sprawy, niż przejmowanie się unijnymi wymogami. Modernizuje właśnie kurnik.
Biednemu wiatr w oczy
Więksi producenci sobie poradzą.
Ci, którzy potrzebnych do pieczętowania urządzeń jeszcze nie mają, wydadzą na
nie po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Potem niewątpliwie będą chcieli odzyskać
poniesione koszty. Na dodatek, w Unii jajka są średnio dwa razy droższe niż w
Polsce, więc należy spodziewać się stopniowego wyrównywania cen. Czyli za jaja
wcześniej czy później trzeba będzie płacić drożej. Co stanie się z małymi
fermami i jak zostanie rozwiązany problem sprzedaży jaj na targowiskach, również
na razie nie wiadomo.
Trudno wymagać przecież, by gospodyni hodująca kilkadziesiąt kur i wspomagająca domowy budżet pieniędzmi ze sprzedaży jaj na targowisku, kupowała specjalną maszynę do znakowania. Jednym z proponowanych rozwiązań jest rejestracja kurzych stad w Urzędach Gmin. One też miałyby wydawać specjalne znaki towarowe, umieszczone na łatwych w obsłudze pieczątkach. Koszty tuszu miałyby pokrywać gminne budżety. Tylko opieczętowane jaja od kur z zarejestrowanych stad można by było wprowadzić do obrotu, czyli sprzedać.
Pisanka bez metryki
Unijnym wymogom mają się oprzeć
jedynie pisanki wielkanocne. W przepisach dostosowawczych podkreśla się szacunek
dla tradycji państw przystępujących do Unii Europejskiej. Nasze pisanki
pozostaną więc nie znakowane. Mogą być sprzedawane bez ograniczeń.
- Od lat jeżdżę dwa razy w tygodniu na rynek na Nowym Mieście. Sprzedaję śmietanę, ser, no i jajka, a przed Wielkanocą, jak mam czas, to robię pisanki. Wiele na tym nie zarabiam, ale w gospodarstwie wszystko się liczy. Z tym stemplowaniem, to jakaś głupota. Żadnych kur rejestrować nie mam zamiaru. Sprzedaję świeżutkie jajka, takie prawdziwe, zdrowe, od gospodarskich kur, a nie jakieś fermowe. Na co komu napis, że to z mojego kurnika? Głupota i tyle - denerwuje się pani Helena, która mieszka na stałe w jednej z podzamojskich wsi.