W Danii wybuchła epidemia rzekomego pomoru drobiu, czyli tzw. choroby Newcastle.
Zakażeniu naturalnemu ulegają kury, indyki, gołębie, bażanty i kuropatwy. Wirus wywołujący tę chorobę rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie. Jego nosicielami mogą być wolno żyjące ptaki, a także myszy, szczury i dżdżownice. Stwierdzono dużą wytrzymałość zarazka w tuszkach zabitych ptaków, w kurnikach, na piórach, wydzielinach i wydalinach. Śmiertelność wśród drobiu w krajach Europy Wschodniej jest bardzo wysoka (może nawet dochodzić do 100%). Natomiast w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych jest niższa.
Duńskie władze bardzo szybko zareagowały na zagrożenie ze strony choroby – natychmiast wstrzymano eksport żywych kurczaków i jaj. Fermy, na których wystąpiły przypadki pomoru zostały zamknięte, a służby weterynaryjne kontrolują mięso i produkty drobiowe trafiające na rynek.
Naukowcy uspokajają, że choroba nie jest niebezpieczna dla ludzi – z reguły ogranicza się jedynie do zapalenia spojówek. W rzadkich przypadkach może dojść do wystąpienia nieznacznych objawów ogólnych.