Od sierpnia ubiegłego na Ukrainie obowiązują bardzo niskie cła na importowany żywiec i półtusze. W przypadku żywca wieprzowego obniżono je ze 130 do 8 procent, a na półtusze ze 130 do 10 procent. Hodowcy zacierali ręce - była szansa na zlikwidowanie w Polsce tzw. świńskiej górki, natomiast wielu przetwórców mięsa i właścicieli ubojni miało pewne obawy.
Trzeba zwrócić uwagę na to, że zrobiono jedno zastrzeżenie: cło na półtusze wynosi 10 procent, ale stawka celna nie może być niższa niż 0,6 euro za kilogram.
To oznacza, że o wiele bardziej opłaca się polskim eksporterom sprzedawać żywiec. A to oznacza dalej, że polskie rzeźnie nie będą miały odpowiedniego surowca do uboju w kraju, co może także doprowadzić do zwiększonego importu.
- Na początku mniej pracy będzie w ubojniach, ale bardzo szybko może się rozchwiać także polskie przetwórstwo mięsne - uważa Witold Choiński.
- To posunięcie rządu Ukrainy jest bardzo dobre dla ich przemysłu. Polski rząd powinien podjąć działania w celu zrównania stawek celnych na żywiec i półtusze oraz elementy.
Nie można myśleć tylko o rolnikach bez brania pod uwagę przemysłu, ani odwrotnie - myśleć o przemyśle bez rolników - mówi prezes "Polskiego Mięsa". - Trzeba chronić nasz rynek rzeźniany i przetwórczy, bo za plecami na naszym mięsie wyrośnie ostra konkurencja - i w Rosji, i na Ukrainie. Doczekamy takiego momentu, że nie będzie co robić najpierw w polskich zakładach przetwórczych, bo zabraknie surowca, a z czasem także z nadmiarem naszego mięsa, bo Ukraina będzie miała inne lub własne źródła dostaw - ostrzega Witold Choiński.
Na Ukrainie dzieje się wiele nowego. Premier tego kraju - Jurij Jechanurow - jesienią ub.r. prowadził rozmowy z członkiem Komisji Europejskiej Peterem Mendelsonem o przystąpieniu Ukrainy do Światowej Organizacji Handlu oraz o zapoczątkowaniu działań w sprawie stworzenia strefy wolnego handlu między Ukrainą a Unią Europejską. Premier zapewniał, że państwo nie będzie ingerowało w sprawy gospodarcze metodami administracyjnymi. Rząd jednak nad gospodarką czuwa.
Czy czuwał? Sądząc po wydarzeniach z końca roku, można mieć pewne wątpliwości. Miał je na pewno rząd Federacji Rosyjskiej, ponieważ 30 grudnia wprowadził embargo na dostawy mięsa czerwonego i drobiowego z Ukrainy. Powodem było wykrycie wielu nieprawidłowości na granicy ukraińsko-rosyjskiej. Importerom z Ukrainy zarzucano, iż znaczna część dostaw to produkty z Polski. Sugerowano takie ich pochodzenie, gdy nie można było ustalić producenta m.in. 150 ton mięsa czerwonego.
Obserwatorzy sytuacji w sektorze mięsnym uważają, że jest mało prawdopodobne, by Ukraińcy sprzedawali pochodzące z polski mięso wołowe i wieprzowe, gdyż sami borykają się z jego brakiem na rynku. Obniżenie ceł w sierpniu ub. r. było tego dowodem. Witold Choiński nie wyklucza, że jakaś część polski ego mięsa mogła trafić przez Ukrainę do Rosji. - Trudno jednak określić skalę tego eksportu - uważa prezes.
Czy te perturbacje pociągną za sobą kolejne niekorzystne zmiany w polskim eksporcie mięsa? Każda zła wiadomość z granicy wschodniej dla branży mięsnej jest bardzo zła. W Polsce niepokojąco rosną zapasy mięsa i ich przetworów.