Przyspieszenie procesu negocjacyjnego w sprawie włączenia polskiego rolnictwa w struktury unijne stawia przed nami wiele pytań, na które bardzo trudno znaleźć odpowiedź. Jednym z nich jest pytanie, czy jesteśmy w stanie konkurować z rolnikami krajów Unii w dziedzinie umiejętności rolniczych?
Chciałbym przy tym przypomnieć, że aby prowadzić gospodarstwo towarowe w Unii, należy posiadać minimum średnie wykształcenie rolnicze. Przy aktualnym systemie edukacji i systemie oświaty rolniczej nie widać szans na to, aby polski rolnik mógł zdobywać umiejętności i sprawności rolnicze. Najgorsza sytuacja czeka na młodych, chcących przejąć po rodzicach gospodarstwo rolne. Dla nich nie będzie w przyszłości oferty szkolenia. Oczywiście poza ofertą komercyjną, za którą rolnik będzie musiał zapłacić z własnej kieszeni.
Do rolnictwa wkraczają coraz nowocześniejsze technologie produkcji, coraz więcej nowoczesnego często wyposażonego w komputery sprzętu rolniczego trafia do gospodarstw. Czy polski rolnik jest w stanie poradzić sobie sam z umiejętnościami koniecznymi do obsługi tego sprzętu bez pomocy z zewnątrz?
Umiejętności trzeba wykształcić. Samouków niestety nie ma wielu, dlatego musi być ktoś, kto tego nauczy. Same pokazy, prelekcje i wykłady programy telewizyjne i artykuły prasowe nie rozwiążą problemu. Każdy doskonale wie, że umiejętności nabywa się przez ciągłe ćwiczenie.
Do tej pory umiejętności te kształciły szkoły rolnicze często ze statusem centrum szkolenia praktycznego. W wyniku wprowadzenia reformy edukacji przestają istnieć technika, szkoły, które kształciły najlepsze kadry dla rolnictwa. Ktoś powie, że umiejętności można nabyć na studiach wyższych. Wyższe uczelnie kształcą jednak ogólnie, bez wyrabiania konkretnych sprawności i umiejętności. Jak tak dalej pójdzie, nie będzie w Polsce instytucji, w której można będzie zdobyć konkretne umiejętności rolnicze.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że będziemy mieli w Polsce całkiem nowy zawód rolnik-obserwator. I nie pomogą tu działania Towarzystwa Umiejętności Rolniczych, które wraz z Wielkopolską Izbą Rolniczą organizuje wyjazdy uczniów szkół rolniczych pochodzących z gospodarstw do Niemiec w celu zdobycia nowych umiejętności i przeniesienia ich na nasz grunt. Nie pomogą, bo za 2-3 lata nie będzie kogo wysłać.
Pojawiło się jednak światełko w tunelu. MEN przewiduje powstanie 4-letnich techników, w których nauka zawodu odbywałaby się w klasie 4. Ale zaraz zastrzeżono, że o prowadzeniu tych szkół zdecyduje samorząd lokalny (powiat), który raczej nie będzie się kierował potrzebami środowiska, ale szczupłym budżetem, co raczej źle wróży szkołom rolniczym. Może powstać luka w szkoleniu i nie są w stanie jej zapełnić zasadnicze szkoły zawodowe. Z zawodu odejdą najlepsze kadry fachowców, nauczycieli i instruktorów. Baza materialna szkół i ośrodków szkoleniowych od wielu lat nie modernizowana ulegnie całkowitej degradacji. Może się okazać, że za 4-5 lat będziemy musieli wszystko budować od nowa przy ogromnych kosztach, których nie udźwignie żaden budżet.
Resztki kształcenia rolniczego pozostające w formie zasadniczych szkół zawodowych i nielicznych szkół policealnych będą kształciły na bazie techniki rolniczej z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Ze względu na mizerię budżetową brak jest nowoczesnych ciągników i maszyn rolniczych w szkołach i ośrodkach szkoleniowych. Sponsoring ze strony producentów i sprzedawców sprzętu rolniczego nie wchodzi w rachubę, gdyż jest przedsięwzięcie wg nich całkowicie nieopłacalne. Jest to o tyle ciekawe, że w Niemczech producenci z własnej woli nieodpłatnie wstawiają coraz to nowszy i nowocześniejszy sprzęt rolniczy do ośrodków szkoleniowych, wychodząc ze słusznego założenia, że jeżeli ktoś szkoli się na ich sprzęcie, będzie w przyszłości ich potencjalnym klientem. Myślę, że ta kwestia wymaga pewnych rozwiązań systemowych na szczeblu rządowym.
Jednak najważniejszym problemem jest uaktywnienie istniejących centrów kształcenia praktycznego. Uważam, że jest to podstawa kształcenia nowoczesnego rolnika, który będzie w stanie konkurować z rolnikami z Unii Europejskiej. I wcale nie odkrywam tu Ameryki – podobne centra istnieją w Niemczech od wielu lat. Fakt, że w obecnej sytuacji nie może być ich wiele (wystarczy kilka na województwo), ale muszą dysponować dobrą bazą, zapleczem noclegowym, żywieniowym i technicznym, ale przede wszystkim doskonałym wyposażeniem na miarę nowoczesnego rolnictwa. System szkolenia na pewno nie może odbywać się na typowych szkolnych zasadach, a raczej powinien być oparty na szkoleniu modułowym. Tylko w takich centrach z nowoczesnym wyposażeniem i najlepszą kadrą można kształcić dobrego rolnika, a praktyki zagraniczne mogą doskonałym uzupełnieniem zdobytych już umiejętności. To będzie oczywiście kosztowało, ale czy ktoś widzi inną alternatywę? Kształcenie praktyczne było, jest i będzie najdroższą formą zdobywania umiejętności, ale inwestycja w tę dziedzinę zawsze będzie procentować w przyszłości.
Jacek Michalski
Zespół Szkół Technicznych w Gospodarce Żywnościowej w Poznaniu.
Siewca Wielkopolski, nr 1/2002