Na to ważne pytanie odpowiadają: Bernard Marks – rolnik z Ligoty Krapkowickiej, Marek Froelich – członek Zarządu i Herbert Czaja – prezes Opolskiej Izby Rolniczej
Bernard Marks – rolnik z Ligoty Krapkowickiej
Mim zdaniem izby rolnicze są niepotrzebne. Frekwencja podczas wyborów świadczy o tym, że rolnicy nie są zainteresowani takim tworem, który powinien mieć więcej pieniędzy i być bardziej zaangażowany. Trzeba też przyznać, że izby coraz więcej robią dla rolnictwa, choć jest to negatywnie oceniane. Te 2%, które dostają to niewiele pieniędzy, dlatego to, co tworzą i jak pomagają rolnikom, to pierwszy krok do sukcesu. Jeżeli izba miałaby wykonywać wszystkie te zadania, które mają Izby w Niemczech, to musiałyby dostawać nie
Marek Froelich – członek Zarządu Opolskiej Izby Rolniczej
Minęło 15 lat samorządu rolniczego. Początki były trudne, ale dziś możemy powiedzieć, że oczekiwania względem samorządu rolniczego są ogromne i coraz większe. Rolnicy stawiają przed nami coraz wyższe zadania, jednak nasze możliwości są bardzo mocno ograniczone ze względu na finanse, którymi dysponujemy, na sposób finansowania Izby, a również jesteśmy ograniczeni prawem. My mamy kompetencje do uzgodnień, możemy wnioskować, możemy prosić, natomiast nie mamy takiej możliwości, żeby mieć przełożenie na sejm, na ustawy, na bezpośrednie zmiany w tym ustawodawstwie. Składamy propozycje, opiniujemy bardzo wiele ustaw, ale jednak możemy być wysłuchani a niekoniecznie musimy być wysłuchani i to się przekłada na konkretne sprawy, których nie potrafimy „ugryźć”. Jest wiele rzeczy, które chcielibyśmy zmienić, ale to wszystko przed nami.
Herbert Czaja – prezes Opolskiej Izby Rolniczej
Powstanie Izby było zaskoczeniem dla wielu rolników i oni nie wiedzieli, o co chodzi. Wybory do izb organizowały za rolników samorządy gminne. Mało świadomości na początku powodowało, że frekwencja była niska. Teraz świadomość znacząco wzrasta, jeżeli chodzi o świadomość funkcjonowania izby i przekłada się to na udział w wyborach. Zapowiadana jest jeszcze większa frekwencja do udziału w wyborach. Rolnicy widzą, że nikt oprócz nich nie będzie ich bronił.
Na pewno ustawa o samorządzie rolniczym była niezbędna i jest konieczna. Samorząd był przed wojną i teraz też powinien być. Jesteśmy oczywiście słabszą izbą, słabszym samorządem niż za czasów przedwojennych. Jesteśmy słabszym samorządem niż samorząd w Niemczech, w Austrii i we Francji. Chcielibyśmy mieć przynajmniej część tych uprawnień, które mają izby zachodnie. Oczywiście rolnicy swoim udziałem w wyborach poświadczają, czy izba jest mu bardziej czy mniej potrzebna. I widzimy zróżnicowanie: jeżeli jest to już 30% udziału czy kilkanaście procent udziału, to świadczy, że jest ona potrzebna. Jesteśmy praktykami, którzy powinni wnosić do nowych ustaw wszystko to, co z praktyki można przenieść na papier. W ostatnich latach zauważyliśmy, że jest przerost polityki, przerost ambicji urzędniczej nad realia, które samorząd rolniczy może wprowadzić. Tu widzimy swoje miejsce: my jako praktycy potrafimy skrupulatnie wyjaśnić, jak należy tworzyć ustawy, aby poły na tyle życiowe, żeby nie trzeba ich było nainterpretować i żeby obiecana pomoc dla rolników była realna do wzięcia.