Co nas gryzie
Komary to owady niezwykle dobrze przystosowane do warunków, w jakich żyją. Wyposażone są w zaawansowany system wykrywania zapachów - czułki z receptorami zapachu oraz w wyspecjalizowany w analizie otrzymywanych aromatów mózg, co umożliwia im znalezienie ofiary z odległości kilkudziesięciu metrów.
Samce komarów żywią się nektarem z kwiatów i sokami roślinnymi. Krew kręgowców potrzebna jest samicom do rozrodu, dlatego kłują tylko komarzyce. Zazwyczaj atakują od świtu do południa, a potem znowu aktywują się tuż przed zmierzchem i polują do godz. 21.00-22.00. Chyba, że aura im sprzyja – w pochmurne i wilgotne dni są aktywne cały dzień. Nie lubią wiatru, który skutecznie utrudnia im znalezienie woni potencjalnej ofiary. Komarzyce wydają potomstwo tylko raz w życiu. Składają jaja do wody, z nich po około sześciu tygodniach wykluwają się larwy, które zanim staną się dorosłym osobnikiem, przechodzą jeszcze kilkudniowe stadium poczwarki. Samce są dla nas zupełnie nieszkodliwe, żyją zaledwie 2-3 miesiące i nie są w stanie przetrwać zimy.
Znajomość biologii i sposobu życia komarów pozwala opracowywać różne metody ich zwalczania, np. metody genetyczne wymierzone tylko w jeden, konkretny gatunek owadów. Jest to szczególnie istotne w sytuacji, gdy dany gatunek komara jest wektorem groźnych chorób.
Najbardziej niebezpieczne zwierzę świata
Choć może trudno w to uwierzyć, komary są dla nas najbardziej niebezpiecznymi zwierzętami na świecie. Według danych WHO rocznie przyczyniają się do śmierci ponad 750 tys. ludzi. Dla porównania krokodyle i aligatory zabijają około tysiąc osób, hipopotamy – 500, jadowite węże – kilkadziesiąt tysięcy. Rocznie popełnianych jest też około pół miliona morderstw, a więc człowiek jest drugim największym wrogiem człowieka, zaraz po komarach.
Prawdopodobieństwo zgonu po ugryzieniu komara jest więc o połowę wyższe niż z ręki drugiego człowieka. Ta statystyka jednak nie dotyczy wszystkich miejsc na świecie. Zabija nie maleńki owad, a jeszcze mniejsze bakterie, wirusy i pierwotniaki, którymi infekuje on swoje ofiary. W jednych częściach świata choroby przenoszone przez komary są powszechne, w innych praktycznie nie występują. Statystycznie największym zagrożeniem dla życia ludzi jest malaria, ale swoje żniwo zbierają także gorączka denga, żółta gorączka czy zapalenie opon mózgowych. W ostatnim czasie strach budzi wirus zika.
Na szczęście żaden z kilkudziesięciu polskich gatunków komarów nie przenosi chorób, które zagrażałyby życiu i zdrowiu ludzi. Podobnie jest w większości krajów europejskich. Nie oznacza to jednak, że możemy spać zupełnie spokojnie. „Co najmniej jeden gatunek komara występujący w Polsce może być wektorem malarii. Przypadki takich zachorowań miały już u nas miejsce, ostatnie zanotowano w latach 60. XX wieku. Z malarią poradziliśmy sobie, tępiąc całkowicie populację roznoszącą zarodźce tej groźnej choroby. Nie znaczy to jednak, że nigdy ona do nas nie wróci. Poza tym istnieje ryzyko, że w naszym kraju pojawią się także komary przenoszące groźne bakterie, wirusy, pierwotniaki i pasożyty z Azji i Afryki. Na południu Europy odnotowano już przypadki owadów zarażających dengą i wirusem Zachodniego Nilu” – mówi prof. dr hab. Stanisław Ignatowicz z Samodzielnego Zakładu Entomologii Stosowanej SGGW.
Wojna totalna – miecz obosieczny
Z komarami można walczyć na różne sposoby. Najskuteczniejszym z nich jest oczywiście masowe stosowanie pestycydów, ale ta metoda nie jest jednak godna polecenia: „Trzeba pamiętać, że pestycydami niszczymy nie tylko komary i kleszcze, lecz także pożyteczne owady. W ten sposób zabijemy też biedronki, motyle, pszczoły i wiele innych gatunków. Takie działania nie są konieczne ani wskazane, bowiem mamy mnóstwo innych metod. Warto przede wszystkim pomyśleć o środkach ochrony osobistej i dbaniu o to, by przydomowe ogródki nie były wylęgarnią tych dokuczliwych owadów” – mówi prof. S. Ignatowicz.
Jego zdaniem najskuteczniejszymi środkami chroniącymi nas przed ukłuciami komarów są te repelenty, które zawierają duże stężenia DEET. Powodują one, że stajemy się dla komarów niewyczuwalni. Dużo możemy zrobić także, by pozbyć się komarów z naszego sąsiedztwa – i to bez szkody dla żyjących wśród nas innych organizmów. „Wystarczy dbać o to, by w naszym otoczeniu nie było źródeł stojącej wody – porzucona opona, zatkana rynna, metalowa puszka wypełniona wodą to wszystko idealne miejsca do życia dla larw komarów. Nie znaczy to jednak, że należy zrezygnować z ogrodowych basenów czy oczek wodnych. W tym przypadku wystarczy zastosować środek bakteryjny, który szkodzi wyłącznie larwom komarów. Jeśli zaniedbamy tego typu zabiegi i w naszym ogrodzie pojawią się dorosłe osobniki, wówczas nie pozostaje nic innego jak sięgnąć po środki chemiczne, które unicestwią także inne owady. Zapobieganie jest jednak zawsze tańsze, skuteczniejsze i lepsze niż zwalczanie” – radzi prof. S. Ignatowicz.
Co w sytuacji, gdy w Polsce pojawią się komary przenoszące groźne choroby? „Wówczas trzeba będzie się zastanowić nad użyciem pestycydów na masową skalę. Być może do tego czasu uda się opracować inne metody zwalczania tych owadów. Na świecie trwają badania nad możliwościami sterylizacji (ubezpładniania) samców komarów za pomocą promieniowania jonizującego oraz zastosowania inżynierii genetycznej do osłabiania węchu komarzyc.
Walcząc z komarami, trzeba jednak pamiętać, że stanowią one istotny element ekosystemu. „Gdybyśmy doprowadzili do ich całkowitego wyginięcia, co jest jednak mało prawdopodobne, wówczas pozbawilibyśmy pożywienia wiele gatunków zwierząt, szczególnie ryb i ptaków. Wojna totalna, jaką jest masowe stosowanie pestycydów, na pewno nie wyjdzie nam na dobre. Poza tym nie ma co martwić się na zapas – groźne choroby przenoszone przez te owady wcale nie muszą do nas dotrzeć. O tym, że komary to najniebezpieczniejsze zwierzęta na świecie, póki co warto pamiętać przede wszystkim podczas zagranicznych podróży” – mówi prof. S. Ignatowicz.
Konsultacja merytoryczna: prof. Stanisław Ignatowicz, Samodzielny Zakład Entomologii Stosowanej, Wydział Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu SGGW.