Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Czemu ma służyć próba zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu

13 września 2022
Czemu ma służyć próba zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu

Zmarginalizować Konfederację i odebrać im elektorat – ostatnia nadzieja dla PiS-u? [TRZY SCENARIUSZE]-Piotr Trudnowski analizuje

Najbliższe miesiące – konsekwencje wojny, powrót COVID-19 i gorące wybuchy społecznego niezadowolenia – mogą dać Konfederacji wiatr w żagle.

PiS wchodzi w nowy polityczny sezon ze złymi sondażami, a badania nastrojów i zimowy kryzys finansowo-energetyczny zwiastują dalsze spadki.

Konfederacja może paść ofiarą nowej ordynacji. Przy równym poparciu w skali kraju może nie zyskać żadnego mandatu mimo przekroczenia progu.

Wbrew wyobrażeniom polityków i mediów lewicowo-liberalnych wyborcy Konfederacji to wcale nie „wyborcy PiS, tylko bardziej”.

Od 2007 r. Jarosław Kaczyński dbał, by „na prawo” od jego partii była tylko ściana. Sukces Konfederacji w 2019 r. popsuł mu jego strategię.
Prawo i Sprawiedliwość musi maksymalizować zyski i minimalizować straty wszelkimi dostępnymi środkami. Partii Jarosława Kaczyńskiego pozostaje mobilizacja najtwardszego elektoratu, ewentualna zmiana reguł wyborczej gry na swoją korzyść oraz próba podebrania wyborców od konkurencji. Biorąc pod uwagę stawkę kolejnych wyborów, należy założyć, że PiS podejmie grę o marginalizację Konfederacji. Temu w największym stopniu może służyć próba zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu. Jeżeli jednak politycy i spin-doktorzy partii rządzącej wyobrażają sobie wyborców Konfederacji na modłę ich portretów w „Gazecie Wyborczej” i TVN24, to mogą przeżyć poważne rozczarowanie.

„Otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej” – te słowa wypowiedział Jarosław Kaczyński w wieczór ogłoszenia wyników wyborów parlamentarnych 2019 roku. Niezadowolenie prezesa PiS z wyborczego rezultatu wynikało z trzech czynników. Po pierwsze, wynik okazał się słabszy, niż sondaże na ostatniej przedwyborczej prostej. Po drugie, koalicyjne partie Zbigniewa Ziobry i, wówczas, Jarosława Gowina osiągnęły wyniki lepsze od prognozowanych przez Nowogrodzką, co wielokrotnie już w toku kadencji odbijało się dla PiS czkawką koalicyjnych przesileń.
Po trzecie, co zapewne dotąd budziło najmniej zainteresowania opinii publicznej, zrealizował się czarny sen Jarosława Kaczyńskiego. Od 2007 roku szef PiS dbał o to, by „na prawo” od jego formacji była tylko ściana.

Tymczasem w 2019 roku Konfederacja nie tylko przekroczyła próg wyborczy, zdobywając blisko 7% poparcia, ale też zrobiła to przy wysokiej frekwencji – osiągając solidny wynik ponad 1,25 miliona głosów. Po roku w głosowaniu prezydenckim powtórzył go kandydat wolnościowców i narodowców Krzysztof Bosak.

Aktualnie średnia sondażowa poparcia dla Konfederacji (wszystkie dane sondażowe za średnią serwisu Politico) balansuje na granicy progu wyborczego. Warto jednak nadmienić, że takie poparcie notowała też konsekwentnie przed wyborami 2019 roku, a ostateczny wynik partii okazał się istotnie lepszy.

Maksimum poparcia prawicowa partia-czapa (Konfederacja to „formacja techniczna”, de facto jest koalicją aktualnie czterech niezależnych formacji: Ruchu Narodowego, KORWiNy, Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna i Wolnościowców – rozłamowców z partii Korwin-Mikkego) notowała zaś zaledwie na początku tego roku. 10% średniego poparcia przyniósł Konfederatom kryzys komunikacyjny wokół wprowadzenia zmian podatkowych Polskiego Ładu i konsekwentna linia anty-COVID-owa. Załamanie przyszło po rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Zima niesie kłopoty dla PiS i nadzieje dla Konfederacji

Z pewnością balansowanie na granicy progu wyborczego wbrew pozorom nie pozwala, by dziś wyborczy potencjał tej partii złożyć do politycznego grobu. Nadchodzące miesiące z dużym prawdopodobieństwem mogą przynieść Konfederatom wiatr w żagle.

Jesień i zima upłynie pod znakiem gospodarczych i energetycznych konsekwencji wojny na Ukrainie i polityki sankcyjnej Zachodu. Bolesne kłopoty mogą zniechęcić część Polaków do, słusznej skądinąd co do zasady, jastrzębiej polityki względem Rosji. Nastroje antyrządowe w naturalny sposób służą często ugrupowaniom anty-establishmentowym.

Wysoce prawdopodobny wybuch negatywnych emocji społecznych może obrócić się w jakiejś mierze nie tylko przeciwko polityce wspierania Ukrainy, ale też wprost – polityce względem uchodźców i przeciw samym Ukrainkom i Ukraińcom. Wreszcie – jeżeli wrócą jakiekolwiek obostrzenia pandemiczne, to przy spodziewanym braku ich społecznej legitymizacji Konfederacja będzie ich najbardziej wiarygodnym krytykiem.

Najbliższe miesiące będą też trudnym testem dla obozu rządzącego. PiS rozpoczyna nowy, wyjątkowo trudny polityczny sezon z bardzo niekorzystnej pozycji. Średnie poparcie dla formacji Kaczyńskiego, 35-36%, oscyluje w okolicach historycznego minimum ostatnich lat. Także różnica między PiS a drugą formacją w zestawieniu, Koalicją Obywatelską, jest mniejsza niż bywała od dawna. Tak źle dla PiS było tylko po wybuchu protestów ws. aborcji po wyroku Trybunału Konstytucyjnego jesienią 2020 roku i w styczniu tego roku, gdy wdrażano Polski Ład.

Tyle że wówczas minima osiągano w efekcie kryzysów. Wiele zaś wskazuje, że tym razem dni próby dla rządzących dopiero przed nami i dalsze spadki wydają się wysoce prawdopodobne. Ich zwiastun przynosi najnowsze badanie CBOS dotyczące zaufania do rządu. Liczba przeciwników rządu Mateusza Morawieckiego właśnie osiągnęła historyczne maksimum i wzrosła miesiąc do miesiąca o 7 punktów procentowych!

Co gorsza, dla partii rządzącej – trudno wskazać jakieś jej strategiczne rezerwy. Sytuacja gospodarcza i potężne koszty subsydiowania kosztów energii nie pozwalają na uruchomienie nowych, spektakularnych transferów społecznych.

Próby reaktywacji polaryzacji na linii światopoglądowej podejmowane na objeździe Jarosława Kaczyńskiego po Polsce wypowiedziami na temat osób „trans” i tzw. niebinarnych – spaliły na panewce. Mocno powątpiewam też w możliwości uczynienia skutecznej dla PiS osi kampanii z tematyki militarnej (Mariusz Błaszczak), europejskiej i anty-niemieckiej.

To wszystko sprawia, że PiS musi maksymalizować zyski i minimalizować straty wszelkimi metodami. Pozostaje więc mobilizacja najtwardszego elektoratu, ewentualna zmiana reguł wyborczej gry na swoją korzyść i próba przejęcia wyborców konkurencji. Pomiędzy formacją Kaczyńskiego a partiami szeroko rozumianej „opozycji na lewo od PiS” z powodu taktycznych błędów Hołowni i Kosiniaka-Kamysza przepływów właściwie nie ma. Jedynym faktycznym konkurentem dla PiS jest zaś dziś Konfederacja.

Scenariusz nr 1: Zmienić ordynację i wepchnąć Konfederację pod realny próg

Uważam, że właśnie w kluczu potencjalnego zaostrzania kursu („albo grubo, albo wcale”) i rzucania wszystkich rąk na pokład czytać należy spodziewane przegrupowanie w obozie władzy związane z dymisją Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP. To Kurski posiada klucz nie tylko do głowy Jarosława Kaczyńskiego, ale i serc najtwardszego elektoratu partii rządzącej. Co więcej – to Kurski według części dobrze poinformowanych komentatorów z Marcinem Palade na czele ma być głównym zwolennikiem zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu na 100 okręgów.

Co w praktyce oznacza zmiana ordynacji wyborczej? Mniej więcej to samo, co zablokowana z inicjatywy Klubu Jagiellońskiego wetem prezydenta Andrzeja Dudy próba zmiany ordynacji do Parlamentu Europejskiego w 2018 roku. Czyli radykalne podwyższenie realnego progu wyborczego i powolne transformowanie polskiej sceny politycznej w kierunku dwu- lub trzyblokowym.

Najoczywistszą ofiarą zmiany ordynacji będzie Konfederacja. PSL czy Lewicą mają zdolność koalicyjną i mogą utworzyć bądź to „trzeci blok” z Polską 2050 Hołowni, bądź karnie stawić się na liście Tuska. W warunkach machinacji przez PiS zasadami wyborów przełknie to większość niechętnego „wspólnej liście” elektoratu. Co więcej, poparcie tych dwóch formacji jest zróżnicowane w zależności od okręgów.

Z pewnością ludowcy i lewica byliby ofiarami nowej ordynacji, ale jednak mieliby szansę zawalczyć o pewną pulę mandatów. Tymczasem Konfederacja nie posiada ani naturalnej zdolności koalicyjnej, ani struktura jej poparcia nie gwarantuje mandatów nawet po wyraźnym przekroczeniu progu wyborczego.

PiS może więc w takich okolicznościach próbować prowadzić intensywną kampanię na rzecz „niemarnowania głosu”. Przy okazji eksponując coraz bardziej eurosceptyczny i anty-niemiecki kurs będzie próbować przejąć bardziej narodową część wyborców, a być może nawet działaczy i polityków Konfederacji.

Nawet jeśli ten zabieg nie przyniesie wymiernych korzyści w postaci przepływów w perspektywie wyborów 2023 roku, to brak reprezentacji w Sejmie osłabi Konfederację na tyle, że w kolejnych wyborach nie będzie już zagrożeniem dla partii Kaczyńskiego. Jeżeli PiS przejdzie do opozycji – z pewnością będzie robił wiele, by nie mieć konkurencji wśród oponentów wielopartyjnego rządu. Kaczyński w teorii znów będzie mógł bezpiecznie oprzeć się o prawą ścianę.

Scenariusz nr 2: Zmienić ordynację i przytulić konfederatów

Alternatywą jest drugi, chyba istotnie mniej prawdopodobny – ale kto wie, czy nie analizowany przynajmniej przez część polityków i spindoktorów PiS – wariant.

Chodzi o sytuację, w której dojdzie do zmiany ordynacji, a PiS świadom egzystencjalnego zagrożenia dla Konfederacji zaproponuje większości jej liderów dołączenie do Zjednoczonej Prawicy. Można sobie łatwo wyobrazić, że po pozbyciu się z partii najbardziej kontrowersyjnych, prorosyjskich i kompromitujących postaci (Braun i Korwin-Mikke) większość pozostałych liderów tak frakcji narodowej, jak i wolnościowej, byłaby dla Kaczyńskiego do zaakceptowania.

Dziś ten scenariusz wydaje się mocno abstrakcyjny zarówno ze względu na polityczne doświadczenie i ideowość części konfederatów, jak i nastroje wyborców tej partii, do czego przejdę na końcu tekstu. Jednak zmiana ordynacji wyborczej będzie dla ich środowiska zagrożeniem na tyle poważnym, egzystencjalnym wręcz, że sytuacja może się zmienić.

Co więcej – potwórzmy, że ewentualna zmiana ordynacji kierować nas będzie ku dwublokowej scenie politycznej. Wysoce prawdopodobne są ruchy tektoniczne na centroprawicy po ewentualnej porażce PiS w 2023 roku i przejściu Kaczyńskiego na emeryturę. To wszystko razem może sprawić, że część polityków może chcieć wziąć udział w rozgrywce o przyszłą twarz polskiej prawicy. Nie z pozycji zewnętrznego ugrupowania skrajnego, ale wewnętrznego współudziałowca projektu „wielkiego namiotu”.

Możliwe jest oczywiście granie PiS na połączenie obu wariantów, czyli podział dzisiejszych konfederatów i zaproszenie części na własne list przy równoczesnym zagwarantowaniu zmianą ordynacji nieprzekroczenia progu przez konfederatów „niekolaborujących”.

 

Scenariusz nr 3: Rozbić Konfederację, wesprzeć alternatywę

Dwa pierwsze scenariusze mają szansę wydarzyć się, jeżeli faktycznie dojdzie do zmiany ordynacji. To nie jest pewne. W obozie rządzącym nie zapadła najpewniej jeszcze ostateczna decyzja w tej sprawie.

Istnieje spora szansa, że ewentualne nowe prawo wyborcze zawetuje Andrzej Duda – jego współpracownicy przypominają weto z 2018 r. Wówczas na spotkaniu z nami i przedstawicielami mniejszych partii prezydent deklarował, że analogiczną ustawę dotyczącą wyborów krajowych z pewnością zawetuje.

W takiej sytuacji PiS-owi jeszcze bardziej zależeć może na zepchnięciu Konfederacji pod próg. Może stać się to wieloma różnymi metodami, ale każda sprowadzać będzie się do tego samego – podzielenia potencjalnych wyborców narodowo-wolnościowych, antysystemowych i tzw. elektorat protestu. Znów – istnieje możliwość mieszania wariantów.

Po pierwsze, już bez ingerencji z zewnątrz może dojść do pęknięcia w środowisku. Podziały w nim są realne. Radykalne wypowiedzi Korwin-Mikkego i Brauna obciążają Konfederację wśród części wyborców. Po drugie, może pojawić się alternatywna lista narodowa – np. związana z Robertem Bąkiewiczem. Po trzecie – alternatywnie jakaś grupa narodowców (zarówno tych dziś związanych z Konfederacją, jak i bardziej wobec nich odległych) może poszerzyć Zjednoczoną Prawicę i znaleźć się na listach PiS.

Po czwarte – te same środowiska mogą znaleźć się na jakiejś innej, nowej liście. Wreszcie, po piąte, nie sposób wykluczyć próby startu w kolejnych wyborach listy zbudowanej wokół sentymentów post-pandemicznych czy tzw. ruchów antyszczepionkowych, choćby zorganizowanej wokół prezydenta Siemianowic Śląskich Rafała Piecha. Ona także może przyciągnąć część wyborców, a być może – działaczy dzisiejszej Konfederacji.

Oczywiście trudno którykolwiek z takich projektów politycznych posądzać o szanse o samodzielny sukces wyborczy. Jednak zarejestrowanie przez któryś z nich list w całym kraju, ekspozycja medialna i wywoływane kontrowersje mogą wystarczyć, by zebrała zainteresowanie wystarczające, by odebrać Konfederacji jeden czy dwa punkty procentowe konieczne do przekroczenia progu. Wówczas – beneficjentem wyborczym (premia dla zwycięskiej partii za głosy „pod progiem”) i politycznym (pozbycie się prawicowej konkurencji z Sejmu) – będzie PiS.

Biorąc pod uwagę, że nadchodzące miesiące sprzyjać będą radykalizacji nastrojów społecznych – manewr wydaje się niepozbawiony szans.

Wyborca Konfederacji jest inny, niż chce tego „Gazeta Wyborcza”

Biorąc pod uwagę stawkę kolejnych wyborów, należy założyć, że PiS podejmie grę o marginalizację Konfederacji i przejęcie bezpośrednio lub pośrednio jej elektoratu. Problem polega na tym, że elektorat Konfederacji wygląda w rzeczywistości inaczej, niż wyobrażają to sobie media głównego nurtu.

Zarówno ich decyzje wyborcze w drugiej turze wyborów prezydenckich 2020 roku, jak i szereg pomniejszych badań (choćby niezwykle wysokie poparcie dla kontynuowania antyrządowych protestów w listopadzie 2020 r.) wskazują, że nie mają wiele wspólnego z przyklejaną im gębą. To wcale nie radykalni prawicowcy i ortodoksyjni katolicy.

Mówiąc obrazowo i w mocnym uproszczeniu zaryzykowałbym tezę, że to połączenie trzech grup: młodego elektoratu protestu (wyraźnie krytycznego również wobec PiS), elektoratu „zdrowego rozsądku” bardziej przypominającego dawnych wyborców Platformy Obywatelskiej (znów, krytycznego wobec PiS) i wyborców ideowej prawicy (niekoniecznie skłonnych do szybkiego poparcia partii Kaczyńskiego). Nie ma podstaw, by sądzić, że zdecydowana większość z nich jest łatwa do przejęcia przez PiS.

Ostatnie lata pokazywały wielokrotnie, że natury elektoratu Konfederacji nie rozumieją ani politycy opozycji na lewo od PiS, ani media głównego nurtu. Kluczowe pytanie brzmi, czy politycy i spin-doktorzy ugrupowania Kaczyńskiego są bardziej świadomi charakteru wyborców jedynej realnej politycznej konkurencji. Może się bowiem okazać, że próba jej neutralizacji nie przyniesie formacji Kaczyńskiego nowych głosów. Z dużym prawdopodobieństwem pomoże jednak zrealizować odwieczne marzenia prezesa z Nowogrodzkiej – braku alternatywy na prawej flance.

Źródło: Klub Jagielloński


POWIĄZANE

Tomasz Ognisty nie ustaje w walce o ziemię dla rolników. V-ce przewodniczący rol...

Współczesne rolnictwo, podobnie jak wiele innych gałęzi gospodarki, musi sprosta...

Świat kasyn internetowych jest niezmiernie ciekawy dla graczy głównie z uwagi na...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę