Władze Kluczy mają pomysł, jak na piaskach zrobić biznes, ale nie wolno im wyrwać nawet chwasta. W efekcie Pustynia Błędowska, unikat w europejskiej skali, zanika.
Samorządy od lat chcą uczynić z niej turystyczną atrakcję i zrobić na niej biznes, ale im nie wolno. Piaszczysty teren ma powierzchnię 32 kilometrów kwadratowych. Przez Pustynię płynie sobie Biała Przemsza, a w jej dolinie bujnie rosną drzewa, niczym w oazie. I pustynia niby jest, ale porośnięta samosiejkami i wierzbą kaspijską.
Teraz Dąbrowa Górnicza i Klucze wychodzą z siebie, by Pustynia Błędowska była atrakcją, dawała pracę bezrobotnym i podatki do gminnej kasy. Józefa Kaczmarczyka, wicewójta gminy Klucze, żal skręca, gdy turyści przejechawszy na Pustynię, pytają: a gdzie ona jest? Wszystko przez wierzbę kaspijską! Wojsko ją posadziło, chyba w latach sześćdziesiątych, i tak się ten chwast rozprzestrzenił, że teraz mamy mało co odkrytego piasku! A pamiętam, jak trzydzieści parę lat temu, to nie można było przejść Pustynią na bosaka, tak piasek parzył! – mówi Józef Kaczmarczyk
Władza z Kluczy od prawie dziesięciu lat stuka w różne urzędnicze drzwi, śle pisma i wyjaśnia w nich, że pustynia to atrakcja, szansa na rozwój turystyki, nowe miejsca pracy i bez skutku. Wszystko rozbija się o to, że pustynia, własność Skarbu Państwa, jest użytkiem ekologicznym. Bez zgody ministerstw nie wolno wyrwać ani jednego krzaczka! – wyjaśnia Janina Obratańska, specjalistka od ekologii w Urzędzie Gminy w Kluczach.