Bielszy odcień bieli - tak brzmiał tytuł wielkiego przeboju z lat 70. Najczarniejszy odcień czerni - tak wyglądało to, co za sprawą zakopiańskiej oczyszczalni ścieków spłynęło do Zakopianki w piątek wieczorem. Dodajmy, że taka właśnie woda dopłynęła do ujęcia w Szaflarach, z którego korzysta Nowy Targ. To, co stało się w piątek, można chyba nazwać ekologiczną katastrofą.
W piątek, pod wieczór, nad Zakopanem rozpętała się burza z piorunami. Na miasto w ciągu kilkudziesięciu minut spadło więcej deszczu niż przez cały sierpień. – Koło godz. 18 wybrałam się z psem nad rzekę – mówi pani P., mieszkanka Harendy. – Gdy zaczęło padać, nagle woda w rzece zrobiła się czarna na całej szerokości. To, co nią płynęło, przypominało czarną, gęstą maź. Jej kolor był identyczny jak węgla. Na most wylegli moi sąsiedzi razem z turystami. Wszyscy obserwowali to zjawisko. Nad rzeką unosił się nieprzyjemny zapach. Woda w rzece czasami wygląda na zanieczyszczoną, ale czegoś takiego nie widziałam nigdy wcześniej. Na miejscu pojawiła się wezwana przez mieszkańców policja.
Od kilku miesięcy o wypuszczaniu ścieków do rzeki przez zakopiańską oczyszczalnię mówi się wiele. Już w zeszłym roku razem z ówczesnym radny Dariuszem Galicą sprawdzaliśmy, co wycieka z oczyszczalni do rzeki. Wtedy zostaliśmy zaalarmowani przez mieszkańców Harendy, że woda w Zakopiance ma żółty kolor. Rzeczywiście, okazało się, że przez kilkadziesiąt minut oczyszczalnia zrzucała do rzeki żółtą ciecz.
Wtedy zanieśliśmy pobraną wodę do zakopiańskiego sanepidu. Niestety, okazało się, że badania mogą być przeprowadzone tylko w przypadku, gdy woda zostanie pobrana do specjalnie wysterylizowanych pojemników. Tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu woda w rzece nadawała się do kąpieli.
Gdy byłam dzieckiem, kąpałam się w tej wodzie, która teraz często przypomina ściek – mówi osoba, która dzieciństwo spędziła na Harendzie.
W czasie ostatniej konferencji prasowej w Urzędzie Miasta, władze Zakopanego przedstawiły swoje stanowisko w sprawie danych, jakie z komputera znajdującego się w SEWiK-u opublikował "Tygodnik Podhalański". Zgodnie z tymi danymi oczyszczalnia notorycznie wypuszcza ścieki do Zakopianki.
Prawda zawsze wyjdzie na jaw, nikt prawdy nie będzie chować, ale trzeba ją najpierw sprawdzić – mówił burmistrz Zakopanego Piotr Bąk. – Nigdy nie baliśmy się wyciągać konsekwencji wobec władz komunalnych spółek, gdy były nieprawidłowości. Najpierw trzeba je jednak udowodnić.
W SEWiK-u trwa gminna kontrola, której wyniki będą znane w ciągu dwóch tygodni. Tymczasem władze spółki niezmiennie tłumaczą, że wypuszczanie ścieków do wody jest związane z wpływaniem do kanalizacji wody opadowej. Ma to być problem ogólnopolski. Gdy pada ulewny deszcz oprócz ścieków do oczyszczalni ma wpływać wiele deszczówki i oczyszczalnia nie jest w stanie tego wszystkiego przerobić. Jednocześnie przedstawiciele SEWiK-u mówią, że jakość wody wypuszczanej do rzeki nie różni się praktycznie od tej, która przez instalacje burzowe w czasie opadów wpływa do rzek. Mieszkańcy Harendy, którzy w piątek obserwowali czarną rzekę, nie przyjmują takich tłumaczeń.
Wiem,jak wygląda deszczówka. To nie miało z nią nic wspólnego, to była czarna śmierdząca maź - powtarza pani P., mieszkanka Harendy.
Wojewódzki inspektor ochrony środowiska o piątkowej katastrofie został powiadomiony natychmiast, wtedy jednak nie było jeszcze wiadomo, co jest przyczyną kolejnego skażenia potoku, na którym znajduje się ujecie wody dla Nowego Targu. Pewne było tylko jedno: mimo wcześniejszych, dramatycznych doświadczeń z lutego i marca, mimo "przeciekających" do prasy informacji o kierowaniu "surowych" ścieków obejściem wprost do potoku, mimo inwigilacji zlewni potoku dokonanej z pomocą termowizyjnej kamery, mimo odbytych w nowotarskim starostwie spotkań samorządowców z gmin leżących wzdłuż biegu Białego Dunajca –zawiodły wszelkie systemy ostrzegania.
Telefoniczną wiadomość z zakopiańskiego SEWiK-u o zagrożeniu dla ujęcia Stacja Uzdatniania Wody w Szaflarach dostała dopiero w godzinę po sygnale, jaki otrzymał burmistrz. Czy zdążył już zadziałać wojewódzki inspektor –dowiemy się dzisiaj. Zakopiańską policję powiadomili już sami mieszkańcy, jednak funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, nie stwierdziwszy "zagrożenia dla zdrowia i życia", pozostawili sprawę do dalszego prowadzenia miejscowemu sanepidowi.
To było zdarzenie niezależne od ludzi –tłumaczy dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Zakopanem mgr Adam Radko –spowodowane ulewą, która razem z burzą przeszła nad Zakopanem. Osad pozostały po procesie biologicznego oczyszczania składowany jest u wejścia do oczyszczalni, po lewej stronie, na zboczu Gubałówki. Od dołu podtrzymują go żelbetowe elementy, a od góry zabezpieczają drewniane belki. Jedna z tych belek pękła, osad wypłynął na drogę, z drogi dostał się do potoku. Do Szaflar dotarło to około godziny piątej rano. W pobranych próbkach badano zawartość azotanów i amoniaku –przekroczenie norm nie było zbyt duże. Zrobiono też posiewy bakteryjne - na wyniki trzeba będzie trochę poczekać. W tej chwili osady są już zabezpieczone workami z piaskiem i ziemią. Nie był to zbyt poważny incydent.
Skład osadu "produkowanego" przez zakopiańską oczyszczalnię to martwe bakterie uczestniczące w biologicznym procesie, detergenty połączone ze związkami tłuszczu i przetrwalniki innych bakterii. Osad był tam gromadzony od 8-10 lat, ponieważ w Zakopanem nie podjęto ani jego utylizacji, ani wywózki. Jak twierdzi szef sanepidu, masa ma określony ciężar i skutkiem tego skłonność do osadzania się na dnie, co miałoby oznaczać, że ewentualność zanieczyszczenia w efekcie Jeziora Czorsztyńskiego "urobkiem oczyszczalni" jest znikoma, a na przestrzeni kilometra nurtu takiej ilości osadu "prawie nie widać". Skoro wymyty przez nawałnicę osad "siada" na dnie, zasadne wydawało się pytanie, czy w takim razie przewidywane jest oczyszczenie z niego koryta potoku, ale sanepid nie widzi takiej potrzeby. Obserwując następnego dnia ok. godz. 11 wodę potoku Biały Dunajec na wysokości Poronina –dyrektor Adam Radko organoleptycznie stwierdził, że płynie już czysta.
Tezie o "siadaniu" cięższego od wody osadu na dnie przeczyłby fakt, że wyraźnie obserwowalny przepływ zanieczyszczeń na wysokości ujęcia w Szaflarach odnotowano ok. godziny piatej nad ranem. Ponieważ od północy ujęcie było zamknięte - tym razem "prezent" z zakopiańskiej oczyszczalni ominął urządzenia Stacji Uzdatniania Wody i nie przedostał się do sieci. Na ile pogorszy i tak wciąż zły stan bakteriologiczny Białego Dunajca, Dunajca i Jeziora - wykażą badania. Przez noc, kiedy pobór jest o wiele mniejszy, miasto korzystało ze zbiorników, a w sobotę o godz. szóstej ujęcie znów zostało otwarte.
Tym razem nowotarską sieć udało się uchronić przed kolejnym skażeniem, lecz fakt, że obywatelskie, solidarne reakcje zakopiańczyków znacznie wyprzedziły jakiekolwiek ruchy odpowiedzialnych służb i instytucji –to ciężki wstyd dla tych drugich.
Jak wyglądał nadzór nad funkcjonowaniem oczyszczalni (a więc także sposobem składowania "urobku"), jeśli przy pierwszej ulewie osad zdołał "wyjechać" na drogę, a z drogi do potoku? Jaki realny efekt przyniosło zainwestowanie przed kilkoma laty kilkunastu milionów zł w modernizację obiektu? Dlaczego nadzorczy i kontrolny organ dotąd nie zainteresował się "przewałem" ścieków poza procesem biologicznego oczyszczania i dlaczego wszystkie te incydenty pozostają bezkarne? Na te pytania może odpowie prokuratura, zmuszona jednak wszcząć na nowo umorzone postępowanie w sprawie bakteriologicznego skażenia Białego Dunajca i nowotarskiej sieci wodociągowej wskutek zrzutów "surowych" ścieków w lutym br.
Lansowana przez szefostwo spółki SEWiK przy wtórze zakopiańskich władz teza o infiltracji wód opadowych do nieszczelnych kolektórów sanitarnych jako głównej przyczynie zwiększania się objętości ścieków do granic wymagających upustów i o składzie tych "upustów" porównywalnym ze szkodliwością deszczówki ludzi z branży wodno-kanalizacyjnej w innych miastach (również znających problem infiltracji) tylko rozbawia... Podobne tłumaczenie miałoby rację bytu przy intensywnych, długotrwałych opadach, tymczasem Podhale daremnie oczekiwało porządnego deszczu od kilku tygodni. Na kolejny ściekowy incydent i kolejne bakteriologiczne zagrożenie mieszkańcy Nowego Targu reagują coraz bardziej alergicznie, podejrzewając, że nad sytuacją w zakopiańskiej oczyszczalni nikt już nie panuje.