MERCOSUR1
TSW_XV_2025

Uczymy przedsiębiorców nowych unijnych reguł

1 marca 2002

Rozwój gospodarki państw zależy między innymi od liczby i funkcjonowania małych i średnich firm. O tych właśnie przedsiębiorstwach, jak i działaniu Krajowej Izby Gospodarczej rozmawiamy z prezesem KIG Andrzejem Arendarskim.

Jaki jest wpływ Krajowej Izby Gospodarczej na tworzenie ustaw i nowelizowanie już istniejących, takich jak na przykład kodeks pracy?

Krajowa Izba Gospodarcza traktuje uczestnictwo w tworzeniu prawa gospodarczego jako jeden z podstawowych kierunków działania. Działamy na wielu płaszczyznach. Po pierwsze – w strukturach KIG działają komitety, które poświęcone są dyskusjom i wypracowywaniu wspólnego dla członków KIG stanowiska w różnych istotnych dla gospodarki dziedzinach takich jak np. podatki, prawo pracy, polityka eksportowa czy transfer nowych technologii. To stanowisko jest potem przedstawiane w kontaktach z Rządem, Parlamentem czy Kancelarią Prezydenta. Po drugie – nasi przedstawiciele zasiadają w komisjach sejmowych, w różnych organach doradczych ministerstw, np. Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Infrastruktury, czy urzędów, np. w Urzędzie Zamówień Publicznych, Głównym Urzędzie Statystycznym, itd. Poprzez nich staramy się przedstawiać punkt widzenia środowiska przedsiębiorców. Również wśród naszych członków izb stowarzyszonych jest wielu posłów, senatorów, którzy są rzecznikami interesów przedsiębiorców w Polsce. Po trzecie – jesteśmy inicjatorami współpracy różnych organizacji. Przykładem tego jest koalicja na rzecz rzetelnego obrotu gospodarczego czy koalicja na rzecz dobrego prawa pracy. Obecnie współpracujemy właściwie ze wszystkimi instytucjami, które są zainteresowane kontaktami ze środowiskiem przedsiębiorców i opinią tego środowiska. Jaki zatem jest wpływ KIG-u na tworzenie ustaw i projektów? Trudno to ocenić jednoznacznie. Z naszego punktu widzenia wciąż niewystarczający, gdyż zarówno prawo pracy, system podatkowy czy rozwiązania dotyczące np. tworzenia rejestrów nierzetelnych płatników lub dłużników, dalekie są od standardów światowych i tych, które powinny funkcjonować w Polsce. Natomiast niewątpliwie wyraźne ślady naszych działań odnajdujemy w późniejszym kształcie prawa gospodarczego.

Skoro mowa o członkach izby – ile małych i średnich podmiotów gospodarczych z sektora rolno-spożywczego jest zrzeszonych w Krajowej Izbie Gospodarczej i jaką odgrywają one rolę?

Krajowa Izba Gospodarcza nie zrzesza pojedynczych przedsiębiorstw, tylko organizacje przedsiębiorstw. Obecnie mamy 160 członków. Są to izby regionalne, branżowe oraz różnego rodzaju stowarzyszenia, fundacje itp. Każda instytucja, która działa na rzecz wspierania polskiej gospodarki, może być członkiem Krajowej Izby Gospodarczej. Nie prowadzimy statystyk przedsiębiorstw – robią to nasi członkowie. Generalnie jest to od 300 do 400 tys. przedsiębiorstw – z tego większość stanowią firmy sektora małych i średnich przedsiębiorstw, a wiele z nich jest związanych właśnie z sektorem rolno-spożywczym.

Co, Pana zdaniem, było największym sukcesem dla KIG-u od początku jego istnienia?

W naszym 11 letnim dorobku jest z pewnością wiele sukcesów. Jednym z najważniejszych było stworzenie podwalin samorządu gospodarczego. Jest on bardzo poważną organizacją, która ma wpływ zarówno na sposób myślenia polskich przedsiębiorców, jak i na to, w jakich warunkach przychodzi im pracować. Za kolejny sukces uznałbym naszą działalność edukacyjną. Na początku uczyliśmy polskich przedsiębiorców reguł gospodarki rynkowej. Dzisiaj natomiast staramy się zapoznawać ich z zasadami i wymogami Unii Europejskiej. Tak naprawdę wielu polskich przedsiębiorców nie ma tej wiedzy, a często nawet nie wie, gdzie ją zdobyć. Staramy się informować przedsiębiorców o wadze tego problemu, zlekceważenie którego może mieć przykre skutki dla naszych producentów. Nowe reguły i prawa trzeba poznać wcześniej, trzeba się odpowiednio do nich przygotować, aby móc sprawnie funkcjonować w nowym otoczeniu gospodarczym. Do naszych osiągnięć należy także zaliczyć działalność na rzecz tworzenia dobrego prawa gospodarczego. Kolejnym osiągnięciem KIG-u jest wielka liczba akcji promujących polską gospodarkę i polskich przedsiębiorców. Jesteśmy największym organizatorem wystawienniczym polskich firm na targach za granicą. Często są to dziesiątki, a nawet setki imprez promocyjnych organizowanych na targach czy wystawach w różnych krajach świata. Jesteśmy członkiem Eurochamabers i Międzynarodowej Izby Handlu w Paryżu. Mamy zawarte umowy z ponad 80 podobnymi organizacjami i wykorzystujemy te kontakty do promowania polskiej gospodarki. Wielkim sukcesem była stworzona przy współpracy z Agencją Inwestycji Zagranicznych nasza prezentacja na Expo w Hanowerze dwa lata temu.

Jaką według Pana rolę ma spełniać panel rolno-przetwórczy powstały w ramach II Forum Gospodarczego Polska-Rosja? Czy możliwy jest szybki wzrost eksportu do Rosji polskich produktów rolno-spożywczych?

Polska może mieć dla Rosji bardzo ciekawą ofertę – a mianowicie żywność, która jest w moim przekonaniu lepsza, i zdrowsza niż unijna. Niestety, trzeba to powiedzieć otwarcie, że straciliśmy znaczny udział w sprzedaży swoich produktów rolno-spożywczych na wschodnim rynku. Konkurentem i to bardzo poważnym okazały się produkty między innymi z UE. Myślę jednak, że obecnie mamy szansę na ponowne ulokowanie polskich produktów na rynku rosyjskim. Nie będą to jednak wagony kartofli, marchwi czy jabłek jak to kiedyś było, lecz produkty wysoko przetworzone. Rynek rosyjski bardzo się zmienił. Kiedyś był on niezwykle chłonny. Wtedy liczyła się tylko ilość – nikt nie zastanawiał się nad jakością. Dzisiaj natomiast rynek ten jest rynkiem coraz bardziej wymagającym, coraz więcej jest tu osób, które wybierają jakość produktu i są w stanie za nią zapłacić wyższą cenę. I właśnie kwestie związane z polskim eksportem do Rosji i zaopatrzeniem rynku naszych wschodnich sąsiadów w polskie towary, były głównym tematem rozmów panelu rolno-spożywczego, obradującego w ramach II Forum Gospodarczego Polska-Rosja.

Kiedyś Polska handlowała z Rosją niejako w ramach wymiany żywność za gaz i ropę. Ten sposób nie zdał jednak egzaminu. Zaczęliśmy więc handlować w sposób normalny. Najpierw były to proste i duże transakcje, które szły przez Moskwę, potem inne – mniejsze i bardziej złożone. Następnie przyszło ochłodzenie stosunków politycznych, więc Rosja skierowała się ku krajom w ich mniemaniu bardziej przyjaźnie nastawionym. Powoli zaczęliśmy znikać z rynku rosyjskiego, co można było zaobserwować m.in. poprzez pryzmat organizowanych przez nas wystaw w Moskwie. Z roku na rok przyjeżdżało coraz mniej polskich firm i zawierane były coraz mniejsze kontrakty.
Obecnie mamy ocieplenie stosunków – i powinniśmy ten moment wykorzystać. Musimy szukać nowych możliwości – innych niż prosty eksport z Polski. Moim zadaniem na teren Rosji czy w ogóle krajów byłego Związku Radzieckiego powinniśmy wchodzić na zasadzie wspólnych przedsięwzięć, wspólnych inwestycji, np. dostarczać do Rosji surowce i półprodukty do produkcji finalnej. Dzięki takiemu działaniu zostaną pokonane bariery celne, a wiążąc się z dobrym partnerem uzyskamy łatwiejszy dostęp do sieci dystrybucyjnych. Poza tym uważam też, że kontakty polityczne zaowocują większymi zamówieniami państwowymi. Jest to szczególnie ważne dla polskich firm, które obecnie borykają się ze sporymi trudnościami. Jeśli pojawią się zamówienia państwowe, to wówczas polscy przedsiębiorcy uwierzą, że możemy wrócić na rynek rosyjski czy na rynki krajów byłego Związku Radzieckiego. Uważam też, że obecnie państwo nasze przeznaczy więcej pieniędzy na promocję polskiej gospodarki na rynkach wschodnich. A wszystko to zaowocuje rzeczywistym zaistnieniem w świadomości u naszych wschodnich sąsiadów. Warto podjąć te wszystkie wysiłki, ponieważ polska żywność przeciętnemu konsumentowi rosyjskiemu czy dawniej radzieckiemu kojarzy się z produktami dobrej jakości i to jest dalej aktualne. Może młodzi ludzie nie znają polskich towarów, jednakże pokolenie średnie i starsze doskonale pamięta polską żywność, polskie wędliny i mrożonki. Jest zatem do czego wrócić i na czym oprzeć wysiłek promocyjny.
Nad tym właśnie zagadnieniem obradował panel rolno-spożywczy i myślę, że będzie to kontynuowane w ramach kolejnego Forum, w ramach obrad komisji międzyrządowych i Rady Biznesu, która zostanie powołana.

Jeśli chodzi o Unię Europejską, jak ocenia Pan propozycję Komisji Europejskiej dotyczącą dopłat bezpośrednich dla rolnictwa, która to propozycja wywołała tyle emocji wśród polskich polityków?

Przyznam szczerze, że bardzo zdziwiły mnie emocje, jakie w Polsce wywołało zarówno unijne stanowisko, jak i wypowiedź komisarza Verheugena. Słuchając niektórych polityków odnosiłem wrażenie, że nie chodzi tu o samą sprawę, tylko o próbę wygrania emocji społecznych. Do tego zagadnienia trzeba podejść bardzo spokojnie. Należy pamiętać, że jest to propozycja UE, która może ulec modyfikacji. Unii nie stać, aby w 100 procentach objąć polskie rolnictwo takimi samymi dopłatami, jakie ma rolnictwo unijne. To są przecież olbrzymie pieniądze i myślę, że oni takich pieniędzy po prostu nie mają. Natomiast nie oznacza to, że wysokość dopłat ma być na poziomie 25 procent. Uważam, że jesteśmy w stanie wynegocjować trochę więcej. Niezależnie od wysokości wynegocjowanych dopłat, pozostają dwie ważne kwestie. Po pierwsze bardzo istotne jest, aby dopłaty bezpośrednie nie utrwalały przestarzałej struktury polskiego rolnictwa. Powinny one zadziałać jak dźwignia powodująca szybszy rozwój dobrych gospodarstw. Po drugie – jeśli polski rolnik przez 10 lat będzie dostawał 35 procent dofinansowania, które dostanie rolnik niemiecki czy francuski, to w Polsce muszą zostać wprowadzone mechanizmy, które w pewnym stopniu będą chronić nasz rynek. Bo przecież trudno mówić o rzetelnej konkurencji, kiedy na rynku będą dostępne produkty pochodzące z gospodarstw wyżej dotowanych niż polskie gospodarstwa. Ten problem musi być rozwiązany poprzez np. wprowadzenie mechanizmów kompensacyjnych. Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby na rynku spotykały się towary, z których jeden jest dotowany w 100 procentach, drugi w 35 czy 40 – i miałyby być one sprzedawane temu samemu odbiorcy. Ten problem trzeba rozwiązać – i to jest właśnie sprawa negocjacji.

Jestem jednak dobrej myśli, gdyż moim zdaniem o sprawy dopłat dla rolnictwa nie rozbije się sprawa polskiego członkostwa w Unii Europejskiej. Jest to sprawa zbyt ważna zarówno dla Zjednoczonej Europy, jak i dla Polski. Z drugiej strony sądzę, że powinniśmy oczekiwać większego zrozumienia dla polskich argumentów i bardziej wyważonych propozycji ze strony naszych partnerów europejskich – tak, aby odzyskać wsparcie opinii społecznej.

Co sądzi Pan na temat zdobywania informacji dla rolnictwa przy użyciu nowoczesnych technologii, np. Internetu?

Moim zdaniem dostęp do informacji i umiejętność korzystania z niej to sprawa, która przesądzi o szybkości restrukturyzacji polskiego rolnictwa. Traktuję to zagadnienie bardzo poważnie, gdyż sam stoję na czele firmy, która będzie realizowała projekt pod nazwą power line communication. Obecnie bardzo intensywnie pracujemy nad systemem dostępu do komputera przez linię niskiego napięcia, czyli przez gniazdko elektryczne. Umożliwi to powszechny dostęp do Internetu i znaczną obniżkę jego ceny. Telefon i dostęp do zasobów Internetu to pierwsza rzecz, którą należy na wsi upowszechnić. Potem można ruszyć z wieloma programami edukacyjnymi. Młodzi rolnicy wykazują naprawdę olbrzymią chłonność na wiedzę. Trzeba im to ułatwić. I właśnie Internet jest doskonałym narzędziem, przez który można taką wiedzę przekazywać, można organizować edukację na bardzo różnym poziomie, poczynając od kursów elementarnych, poprzez technikum rolnicze, po wyższe studia włącznie. Taki system nauki funkcjonuje już od dawna w wielu krajach – tych bogatszych, tych o bardziej rozwiniętym rolnictwie. W perspektywie 10-15 lat polski rolnik stanie się człowiekiem wykształconym, który będzie bardzo intensywnie korzystał z zasobów Internetu. Używając tego narzędzia będzie mógł zlecić wykonanie kalkulacji czy wyliczanie opłacalności swojej produkcji. Poprzez Internet będzie porozumiewał się z urzędami czy różnymi instytucjami. W ten właśnie sposób będzie miał zapewnione dobre doradztwo i pomoc w prowadzeniu gospodarstwa jako biznesu. Tak to wszystko będzie wyglądało niebawem – Internet umożliwi szerszy dostęp do wiedzy. W ten sposób widzę polskie rolnictwo. Moim zdaniem nie może być inaczej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Izabela Paszkowska


POWIĄZANE

Amerykański Departament Rolny (USDA) ogłasza kolejną rundę historycznych inwesty...

Oranżada Hellena Party zachęca do wspólnego celebrowania magicznych chwil i zapr...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)Pracuj.pl
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę