Jak sytuują się polskie gospodarstwa rolne pod względem wielkości na tle krajów, które tak jak my niedawno przystąpiły do Unii Europejskiej?
Prof. Wojciech Józwiak: - Polska na tle niedawno przyjętych krajów Unii Europejskiej jeśli chodzi o wielkość, obszar gospodarstw rolnych wypada słabo. "Gorsza" jest od nas tylko Słowenia, ale to mniejszy, południowy kraj cieszący się nadadriatyckim słońcem i czerpiącym w związku z tym korzyści z uprawy winorośli. Mają także sporo sadów W innych krajach na tle naszego sytuacja wygląda trochę lepiej, jakkolwiek muszę powiedzieć, że kraje postkomunistyczne poszły dwiema ścieżkami. Pierwsza - charakterystyczna dla Czechów i Słowaków, że kraje te utrzymały gospodarstwa "kołchozowe" i wyszły na tym nieźle, bo mają stosunkowo niedużą liczbę mocnych, żywotnych i unowocześnionych oraz dobrze zarządzanych gospodarstw rolnych. Inną drogą poszli Węgrzy, którzy rozdrobnili majątek, podzielili "kołchozy". Konsekwencje tego były znaczące - w kraju ongiś przodującym w produkcji rolno-spożywczym - produkcja spadła o kilkadziesiąt procent, słowem Węgrzy bardzo odczuli negatywne skutki prywatyzacji ziemi państwowej i spółdzielczej. Dopiero w ostatnich latach sytuacja nieco się poprawiła i Węgrzy wrócili jakby do punktu wyjścia.
Jaki z tego płynie wniosek?
Prof. Wojciech Józwiak: - Że wszelkie gwałtowne zmiany owocują daleko idącymi, negatywnymi skutkami. W rolnictwie potrzebny jest spokój, ponieważ liczy się wielopokoleniowy rytm życia. Gdy syn obejmuje gospodarstwo po "ojcach" najczęściej inwestuje, potem spłaca kredyty i to trwa np. 35 lat. Jeśli więc polityka rolna zmienia się co pięć, sześć, siedem lat to na pewno na dobre to nie wychodzi. Odwołam się do słów prof. Csaba Csaki z dzisiejszej konferencji ("Rolnictwo i obszary wiejskie - 5 lat po akcesji Polski do Unii Europejskiej" - wyjaśn. red.), który mówił, iż jedną z zalet WPR jest jej stabilność i ja ten pogląd w całości podzielam - zmiany w polityce rolnej muszą przebiegać powoli i wspólna polityka zmienia się bardzo powoli. Przez kilka lat dyskutuje się zamysł, planuje i potem uzgodniony zarys zmienionej polityki trwa pięć - osiem lat. To jest coś innego, odmiennego, niż nasza polityka rolna do 2004 roku. Przypomnę, że była to polityka "od ściany do ściany". Ale nawet teraz, gdy moi koledzy z Instytutu wracają z terenu i dzielą się refleksjami z rozmów z dzierżawcami dużych popegeerowskich gospodarstw, to mówią, że do tych wszystkich problemów, jakie dotykają naszych rolników, suszy, powodzi, spadków cen, chorób zwierząt itp. dochodzi mocno krytykowana polityka wobec dzierżawców. W większości przypadków są to gospodarstwo już dość dobrze urządzone, ale wszystkie one nie czują się pewnie i nie wiedzą, wobec niepewnej perspektywy kupna tych gospodarstw czy inwestować, czy brać kredyty na maszyny, czy nie. A chciałem przypomnieć zestawienie prezentowane przez prof. Csabę - tylko Słowenia ma mniej więcej taki sam udział małych gospodarstw jak Polska. Pozostałe mają duże gospodarstwa i tylko te dobrze rokują, bo mają szansę na dobra egzystencję w przyszłości.
Czy zatem o żywotności gospodarstw decyduje w dużym stopniu ich wielkość?
Prof. Wojciech Józwiak: - Są dwa wątki - jednym z najważniejszych czynników decydujących o efektywności gospodarowania jest skala produkcji - im większa produkcja, tym niższe koszty jednostkowe i większa efektywność gospodarowania. I właśnie duże gospodarstwa dysponują środkami na swój rozwój. Drugi wątek to gospodarstwa specjalistyczne - sadownicze, warzywnicze, "świńskie", "drobiowe", gdzie dużą rolę odgrywa kapitał i nakłady pracy. I takie gospodarstwo warzywnicze może mieć 4 hektary i być bardzo żywotne. Podobnie sadownicze gospodarstwo może mieć 12 hektarów i może to być całkiem przyzwoite gospodarstwo. Ale już np. "zbożowe" musi mieć około 100 hektarów. Z naszych, instytutowych analiz, wykonywanych na podstawie informacji zebranych w Polsce, Danii, Szwecji, Niemczech, Węgrzech, Austrii i Czechach wynika, że tylko większe gospodarstwa mają szansę na przetrwanie. Wyrażając to w ESU (European Size Unit = 1,2 tys. euro), oznaczającym tzw. żywotność ekonomiczną gospodarstw, tylko te, które osiągają 8-16 ESU i więcej mają jakieś perspektywy. Nasze, polskie gospodarstwo, 22-23 hektary, trzymające trochę świń, trochę bydła, uprawiające zboża i okopowe osiąga właśnie 8-16 ESU dochodów.
I takie polskie gospodarstwo jest właśnie żywotne ekonomicznie?
Prof. Wojciech Józwiak: - Nie, to są gospodarstwa graniczne, między tymi, które są w pełni rozwojowe i tymi, które mają nikłą szansę na rozwój. I część z tych gospodarstw przejdzie do grupy rozwojowych a część ze względu na starzenie się "gospodarza", brak następcy podzieli się lub zostanie sprzedane. Warto sobie uświadomić, że opłata pracy rolników w gospodarstwach o wielkości do 8 ESU wynosi 2-3 zł za godzinę pracy w gospodarstwie. Dopiero przy poziomie 8-16 ESU wychodzi 6-8 zł za godzinę a dochodowość kapitału w granicach 7-8%. Czyli jeśli takie gospodarstwo inwestuje, to przyrost dochodów ma większy, niż gdyby pieniądze zarobione ze sprzedaży płodów, czy produkcji zwierzęcej zostały ulokowane w banku. Dopiero przy poziomie 16-40 ESU wynagrodzenie za pracę sięga poziomu takiego, jak w gospodarce pozarolniczej.
Ale z tego co Pan Profesor mówi nie wynika chyba wniosek, że powiększanie gospodarstw jest jakby najlepszym lekarstwem na "ból głowy" w rolnictwie?
Prof. Wojciech Józwiak: - W żadnym wypadku. Efektywność gospodarowania można poprawić zmieniając organizację produkcji, zmieniając strukturę nakładów. Moi młodzi koledzy przygotowują doktoraty, z których wynika, że w naszym pięknym kraju w pełni efektywnie funkcjonuje, czyli wykorzystuje w pełni posiadanych potencjał jedynie około 10% gospodarstw. To znaczy większość gospodarstw mogłoby uzyskać większe efekty, czyli dochody utrzymując tę samą produkcję ale obniżając koszty poprzez lepsze zarządzanie, lepsze kontaktowanie się z rynkiem, dopasowując np. nawożenie do warunków glebowych, zadając lepszą paszę dopasowaną do potrzeb zwierząt (bilansowanie dawki paszowej według potrzebnych zwierzętom aminokwasów, składników mineralnych itp.). I dla mnie te spostrzeżenia są optymistyczne, bo z nich wynika, że w polskim rolnictwie drzemie jeszcze potężny, niewykorzystany potencjał. Ale nasuwa się kolejne pytanie, czy jeśli rolnik ma 44 lata i więcej, to czy chce mu się modernizować gospodarstwo? Młodzi mają zapał, energię i czują potrzebę innowacji. Zdarza się, że wiedzą co to jest nowoczesny marketing. Innymi słowy poprawa efektywności będzie trwała jakiś czas, ale to wymaga zmiany pokoleniowej.
Czego jeszcze brakuje naszemu, mającemu spore, niewykorzystane rezerwy rolnictwu?
Prof. Wojciech Józwiak: - Brakuje na wsi, jak to się ładnie mówi, kapitału społecznego, który sprzyjałby powoływaniu grup producenckich, organizowaniu się dla wspólnego czerpania pożytków z przetwórstwa i handlu płodami rolnymi, bo dziś, jak wiadomo, lwią część dochodów rolniczych przejmują pośrednicy - hurtownicy i przetwórcy. Są nawet badania z których wynika, że jeśli rolnicy nie podejmą tego wyzwania to będzie z roku na rok coraz gorzej.
Żeby postawić kropkę nad "i" - jak można scharakteryzować gospodarstwa z przyszłością?
Prof. Wojciech Józwiak: - Są to takie gospodarstwa, które osiągają zyski z zainwestowanego kapitału. A w ogóle gospodarstwa przyszłościowe można poznać po tym, czy inwestują one w swój rozwój. Jak się popatrzy na inwestycje, to dopiero gospodarstwa 8-16 ESU inwestują ponad kwotę amortyzacji, czyli kwotę niezbędna do odtworzenia i powiększenia zużytego majątku - maszyn, budynków itd.