Spotykamy się 33 dni później – tyle dokładnie dzieli nas od wstąpienia do Unii Europejskiej. Gdzie w tym momencie znajduje się branża drobiarska – na zakręcie czy na początku prostej?
Stanisław Wężyk: W tej chwili wpadliśmy w wiraż. Musimy bardzo uważać żeby nie wyrzuciło nas poza drogę unijną. Ogromne zaniepokojenie społeczności drobiarskiej budzi brak jasności nie tyle w przepisach unijnych co w sposobie wdrażania tych przepisów do naszego prawa. Dostosowywanie legislacyjne odbywa się w pośpiechu, niechlujnie, bez zrozumienia istoty branży. To powoduje, że producent jaj czy mięsa drobiowego jest ogromnie zagubiony i zniecierpliwiony. Odnoszę nawet wrażenie, że obrażony na to co ma go spotkać, chociaż na dobrą sprawę nie wie co ma go spotkać.
Gdzie lub do kogo producenci powinni się udać by rozwiać swe niepokoje?
Stanisław Wężyk: Takim "lekarzem pierwszego
kontaktu" są organizacje drobiarskie. To one powinny pomagać producentom w
znalezieniu się na rynku wspólnotowym. Narzekania producentów sprowadzają się
generalnie do tego, że ceny są za niskie, pasza za droga, że nie ma możliwości
zbytu produktów. Tymczasem musimy mieć świadomość, że nikt za drobiarzy tego nie
załatwi. Sami musimy uporać się z problemami. Przecież na całym unijnym rynku
nie ma regulowanych cen ani limitowanej produkcji. Poprzez organizowanie się
drobiarzy, przez tworzenie struktur integracji pionowej jak na przykład:
producenci jaj – sortownie – pakownie – hurtownie oraz handel detaliczny, które
muszą działać w oparciu o obustronne i wieloletnie umowy można regulować rynek
Ustawowo nikt nam tego nie załatwi.
Drobiarze nie tworzą spójnej grupy której członkowie są gotowi ramię w ramię walczyć o interesy branży.
Stanisław Wężyk: W rolnictwie nie ma takiej grupy,
która była by zorganizowana. Spójrzmy na cukier, ziemniaki, mleko. Producenci
skupiają się w krótszym lub dłuższym okresie czasu przy ubojni czy sortowni.
Później na ten układ się obrażają i sprzedają poza umowami. Z kolei ubojnie,
hurtownie czy sortownie nie dotrzymują terminów płatności i nie utrzymują cen.
Naszej mentalności brakuje zasady uczciwego realizowania dwustronnie zawartych
umów. Chodzi mi tu zarówno o stosunki prywatne jak i biznesowe. Poza tym umowy
muszą być pisane jednoznacznie i wyraźnie. Nie może być w nich kruczków, które
sprawią ,że brojlerzysta czy producent jaj podpiszą na siebie cyrograf.
Brak porozumienia występuje też na linii producent – weterynarz.
Stanisław Wężyk: Każda z istniejących inspekcji, a
jest ich kilka, stara się np.określić status jajka – czy jest higienicznie
produkowanie, jakiej jest klasy wagowej, czy jest właściwie sortowane i
pakowane, czy pochodzi od zdrowej, utrzymanej w wysokim dobrostanie kury. Za te
wszystkie usługi biorą pieniądze. W efekcie producent, po zapłaceniu podatku,
zapłaceniu za pisklęta, paszę, energię, płaci cała masę dodatkowych
nieuprawnionych podatków. Musi zapłacić za każdy dokument, który wyda inspektor
lub komisja. Jednostkowe opłaty nie są duże, ale razem dają pokaźne kwoty. A to
wywołuje niechęć.
Panie profesorze, powiedział pan uczestnikom Sympozjum Drobiarskiego w Zakopanem, iż byłoby znakomicie gdyby otwarcie dzielili się swoimi problemami. Dlaczego środowisko trzeba namawiać by dopominało się o swoje prawa?
Stanisław Wężyk: Podczas spotkani nieformalnych wypływa wiele żalów. Nie potrafimy natomiast otworzyć się oficjalnie. Natomiast, listów, telefonów i zgłoszeń internetowych mamy naprawdę dużo. Chcielibyśmy żeby było ich jeszcze więcej. Szczególnie zależy nam na poczcie elektronicznej, z której można robić wydruki. Możemy się z nimi udać Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi i unaocznić skalę problemu. Producenci gubią się w wielu sprawach. Często winę ponosi Ministerstwo. Na przykład "zgubiło" słowo "produkcja" jaj zamieniając je na "pozyskiwanie". Dla rolnika termin ten kojarzy się np. z kupowaniem jaj przez sortownię. Kura te jaja znosi, a on jest ich producentem. Tak dotychczas każdy z nas to rozumiał. Tymczasem MRiRW dokonało takiej niepotrzebnej i niezrozumiałej zmiany. Gdzie indziej czytamy, że kury dzielą się na "nieutrzymywane w klatkach" i "nieutrzymywane w chowie alternatywnym". A przecież można po prostu napisać, że kury dzielą się na utrzymywane w klatkach i poza klatkami. Język nabrał żargonowego charakteru. Dlaczego zamiast mówić "implementacja przepisów" nie możemy użyć słów "wdrażanie przepisów"? Trzeba pamiętać, że w świetle ostatnich badań tylko 12% Polaków czyta tekst ze zrozumieniem.
Czy kończąc rozmowę mogę prosić pana profesora o podanie naszym czytelnikom adresu e-mailowego, tak aby i poprzez naszą stronę drobiarze mogli kierować do pana profesora pytania?
Stanisław Wężyk: Proszę bardzo: wezyk@interia.pl
Dziękuję za rozmowę