Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Rozmawialiśmy z Janem Krzysztofem Ardanowskim, doradcą Prezydenta RP

22 stycznia 2009


W roku ubiegłym sytuacja rolników w naszym kraju gwałtownie się pogorszyła. Jak, Pana zdaniem, mają zachować się izby rolnicze, by tę sytuację zmienić? Był Pan ich szefem, zna je Pan bardzo dobrze, co więc Pan im radzi?

Jan Krzysztof Ardanowski: - Izby rolnicze są najważniejszą reprezentacją polskich rolników, pochodzącą z demokratycznego wyboru, przygotowaną merytorycznie do oceny tego co się dzieje na polskiej wsi. Jestem bardzo emocjonalnie zżyty z izbami rolniczymi, byłem szefem Krajowej Rady i kierowałem jedną z izb wojewódzkich. Wydaje mi się , że izby rolnicze muszą być wiarygodne wobec rolników. Jest takie łacińskie przysłowie „Amicus Plato sed veritas amica magis” – Platon przyjacielem, lecz Prawda przyjaciółką większą - co należy rozumieć w ten sposób, że jeśli dzieje się coś niedobrego w rolnictwie, to izby rolnicze nie mogą z powodów koniunkturalnych nie reagować, nie komentować złych wydarzeń i zachodzących zjawisk. Powiem nawet tak – że obowiązkiem izb rolniczych jest analizować i oceniać zachowania każdej władzy, przedstawiać sytuację taką jaką ona jest i propozycje zmian na lepsze, niezależnie od tego kto jest ministrem, czy jaka partia rządzi. To jest warunek niezbędny dla utrzymania wiarygodności izb rolniczych, bo jeżeli izby staną się klakierem tego czy innego rządu, to rolnicy się od nich odwrócą i będzie po izbach rolniczych. Oby nie okazało się, że kilkunastoletni wysiłek tysięcy delegatów ze wszystkich gmin w Polsce, wysiłek kilkuset pracowników biur w budowaniu wiarygodności tej chłopskiej reprezentacji zostanie zmarnowany.

Jak można zachować ciągłość polityki rolnej w stosunkach z Brukselą?

Jan Krzysztof Ardanowski: - Przede wszystkim trzeba mieć przekonanie, że Polska potrzebuje kontynuacji i ciągłości podejmowanych działań w obszarze rolnictwa, niezależnie od tego jaka koalicja sprawuje władzę, jaka partia ponosi odpowiedzialność. To nie może być przysłowiowe zawracanie Wisły kijem. Pewne działania, by zakończyły się powodzeniem, wymagają kontynuacji i wielu lat działań. Jest zresztą często tak, że nie pamiętamy już kto występował z inicjatywami. Czas jaki upłynął między nimi, a finalizowaniem spraw w postaci decyzji unijnych, czy krajowych jest na tyle długi, że zapomina się pomysłodawców, a widzi się tego, który chwali się, że coś zakończył.
Przypomnę tylko, że np. o zwiększenie kwoty mlecznej w Brukseli występowaliśmy, gdy ministrem rolnictwa był Wojciech Mojzesowicz. Wprowadzenie dopłat do owoców miękkich było również zasługą poprzedniego rządu. Akurat ja negocjowałem z ekspertami Unii Europejskiej w tej sprawie. Rynek wina podobnie. Takich przykładów mógłbym podąć więcej i oceniam to jako rzecz naturalną, że każdy wykonuje swoją pracę najlepiej jak potrafi, uczciwie i mądrze, a owoce tej pracy zbiera następca. Głupi jest jednak taki, który o poprzednikach zapomina, lub ich lekceważy, bo niedługo sam będzie dla kogoś „poprzednikiem”.
Czy jest pełna kontynuacja wcześniej podejmowanych działań? W wielu sprawach – tak – choć dziś ministrowi rolnictwa trudno się do tego propagandowo przyznać, ale wydaje mi się, że musimy w Polsce stworzyć mechanizm jeszcze bardziej spinający polską politykę wobec Unii Europejskiej, jak również mieć klarowną politykę narodową wobec wsi i rolnictwa. Nie powinny mieć zastosowania w tych sprawach gierki partyjne, co się przejawia nader często w krytykowaniu poprzedników i obsadzaniu „swoich” na maksymalnie dużej ilości stanowisk w podległej administracji i instytucjach zależnych. Rolnicy, obserwujący na co dzień świat zwierząt, często określają to jako „walkę o koryto”. Chcę powiedzieć, że należy wprowadzić wręcz obowiązek zachowywania ciągłości działań w obszarze rolnictwa w polityce międzynarodowej, a zwłaszcza w stosunkach z Unią Europejską. Nie ma nic gorszego dla przyszłości wsi, jej roli w gospodarce i w życiu społecznym, niż szerzące się partyjniactwo i widzenie jej wyłącznie przez pryzmat elektoratu mamionego bałamutnymi obietnicami.
Zdaję sobie sprawę, że demokracja tym się żywi, że polega na rywalizacji, trzeba jednak pamiętać, że interes rolnika jest jeden i nie ma barwy politycznej, że interes rolnika wymaga skoordynowanych działań zarówno wewnątrz Polski jak i na zewnątrz. I każdy może dołożyć swoją cegiełkę, poprawiając to, co poprzednicy zostawili, a nie dezawuując wszystkie poprzednio podejmowane działania. Biorąc pod uwagę ciężkie czasy jakie nadchodzą dla rolnictwa jeżeli w Polsce środowisko rolnicze będzie rozbite, podzielone politycznie, jeżeli będzie walka o rząd dusz na wsi to wszyscy przegramy.

Jak Pan widzi i ocenia dotychczasową prywatyzację zakładów przetwórstwa rolno-spożywczego, jak prywatyzować z udziałem rolników rynki hurtowe?

Jan Krzysztof Ardanowski: - Przykłady płynące z Europy Zachodniej pokazują, że dochód producentów rolnych, dochód gospodarstw nie koniecznie pochodzi tylko ze sprzedaży samych płodów, ale bardzo często pochodzi z przetwórstwa, z udziału w następnych ogniwach przygotowywania żywności do sprzedaży. W naszym kraju trzeba również zabiegać o stwarzanie mechanizmu współwłasności rolników lub grup producenckich wobec zakładów przetwórczych i handlu. Często chodzić będzie o tworzenie struktur spółdzielczych, gdzie rolnicy są właścicielami ogniw kooperujących z gospodarstwem. Tak się dzieje np. w Danii, gdzie przemysł mięsny, czy mleczny jest w rękach hodowców-producentów, gdzie rolnicy są właścicielami niemalże wszystkich ogniw od pola do stołu.
W Polsce niestety proces prywatyzacji przeprowadzonej na początku lat 90-tych praktycznie wyeliminował rolników ze współwłasności zakładów przetwórczych. Najczęściej zakłady te przejęły osoby prywatne, często za pieniądze z niejasnych źródeł. Rolnicy i pracownicy, nawet jeśli mieli przyznane po 15% darmowych akcji, nie widzieli bardzo często sensu posiadania udziałów, bo ich wpływ przy tak znikomej własności na funkcjonowanie i politykę zakładów był właściwie żaden. Były to akcje rozproszone i trudno było nimi zarządzać. To jest smutne, bo tego już nie da się odwrócić. Ale to nie zmienia faktu, ze powinniśmy dążyć do tego, żeby jednak rolnicy stawali się współwłaścicielami przynajmniej tego, co jeszcze zostało z majątku skarbu państwa w rolnictwie i jego otoczeniu.
Niezależnie od powyższego rolnicy powinni organizować się w grupy producenckie, tworzyć nowy majątek, który służyłby działaniom wspólnym, a nie tylko pojedynczym gospodarstwom. Sądzę ponadto, że takie elementy jak hodowla zwierząt, czyli przede wszystkim Stacje Hodowli i Unasienniania Zwierzat, jak magazyny zbożowe, które pozostały w spółce „Ellewar”, jak również rynki hurtowe, które utworzono za państwowe pieniądze mogłyby stać się własnością rolników zainteresowanych określonym kierunkiem produkcji. I byłoby to dobre rozwiązanie, zastanówmy się bowiem np. kto inny, jak nie hodowcy miałby odpowiadać za hodowlę i unasiennianie. Tymczasem na naszych oczach może dojść do sytuacji bardzo trudnej, bo rynek inseminacji, a nie polska hodowla, jest łakomym kąskiem dla firm zagranicznych i, jeżeli nie nastąpią szybkie przekształcenia w kierunku powiązania SHiUZ z rolnikami może się okazać za chwilę, że nie będzie co ratować, a dostarczanie materiału hodowlanego i ewentualnie resztki polskiej hodowli zostaną przejęte przez firmy zagraniczne.
Należy również sobie postawić pytanie komu służą elewatory będące w gestii „Ellewaru”? Czy one służą polskim rolnikom? Czy nie rozważyć koncepcji, nad którą pracowaliśmy za poprzedniego rządu, żeby producenci zbóż zainteresowani dobrym funkcjonowaniem rynku zbożowego stali się właścicielami tych elewatorów, które służą do przechowywania ziarna i równocześnie do pewnej stabilizacji rynku zbożowego. Oczywiście państwo musiałoby wprowadzić zabezpieczenia, by udziały rolników-producentów nie zostały sprzedane pośrednikom lub zagranicznej konkurencji. Podobnie rzecz ma się na rynkach hurtowych, które państwo kiedyś wybudowało, a pomysł przy tworzeniu tych rynków był taki, że te rynki docelowo będą przekazane rolnikom zajmującym się produkcją warzyw, owoców i innych produktów, którymi handluje się na rynkach hurtowych. Myślę, że tu państwo z pewną ofertą powinno wyjść naprzeciw oczekiwaniom wsi. Tylko żeby nie okazało się, że głosząc szczytne hasła dla wsi, komuś zależeć będzie nie na dobrych dla niej rozwiązaniach, tylko na opanowaniu przez „swoich-biernych, miernych, ale wiernych” kolejnych stołków.


POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

ALDI, Carrefour Hipermarket, Dino, TOPAZ, Empik, CCC, Castorama i HEBE to najbar...

Węgry sprawują prezydencję w Radzie do grudnia 2024 r. włącznie a tekst ten będz...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę