Pobieranie prób glebowych po żniwach to najpopularniejszy i najlepszy termin. Specjalista wyjaśnia od A do Z, jak wykonywać badania i na co zwracać uwagę, aby mieć wiedzę i co najważniejsze - więcej pieniędzy w kieszeni.
- Podstawową analizę gleby najlepiej jest wykonywać co dwa lata. Chodzi o sprawdzenie pH oraz poziomu fosforu, potasu i azotu - mówi agronom Maciej Kobus - przedstawiciel firmy HeavyFinance. - Poza tym raz na 3-4 lata warto zbadać zawartość węgla organicznego w glebie - czyli krótko mówiąc - poziomu próchnicy. Daje to rolnikowi informację, czy sposób uprawy jaki prowadzi, utrzymuje żyzność gleby, podnosi ją, czy może pogarsza. Ostatnia opcja oznacza, że rolnik robi coś nieprawidłowo i gleba się wyjaławia. W takim przypadku, niezależnie od nawożenia, plony w dłuższej perspektywie będą się pogarszać i trzeba coś zmienić - zaznacza specjalista.
Maciej Kobus zwraca uwagę na jeszcze jedno, mało popularne, badanie gleby, które powinno być wykonywane w uprawach roślin ozimych co roku na przełomie lutego i marca. Chodzi o sprawdzenie zawartości azotu mineralnego. - Jeżeli ktoś stosuje nawozy organiczne, sieje poplony - wykorzystując np. rośliny motylkowe, a więc te, które akumulują azot, bądź ma w strukturze zasiewów groch, albo soję, to warto zrobić takie badanie. Tylko w ten sposób można dokładnie stwiedzić, ile azotu jest w glebie, ile roślina ma go do dyspozycji - podkreśla agronom. Wynik takiego badania może przynieść duże oszczędności, gdyż dokładna informacja nt. dostępności tego warunkującego wysokość plonu składnika, pozwala na optymalne zaplanowanie dawki nawozowej. - Może się okazać, że w glebie jest 60, a nawet 80 kg azotu w cztystym składniku. Często jest też jednak tak, że tego azotu jest zaledwie 10 kg. Rozpiętości są więc naprawdę znaczące - zaznacza Maciej Kobus. Skąd więc tak mała popularność tego rodzaju badania? Przede wszystkim chodzi o terminy. - Aby pobrać próbki, trzeba czekać, aż puści mróz, a jak wiadomo rolnicy jak tylko się to wydarzy startują z pierwszą dawką nawozu. Chodzi więc też o to, że wyniki badań powinny być więc dostępne praktycznie z dnia na dzień - zaznacza przedstawiciel firmy HeavyFinance. Podkreśla jednak, że według niego warto wręcz opóźnić nieco start z pierwszą dawką azotu, a mieć dokładny wynik badania na jego zawartość w glebie. - To są najzwyczajniej w świecie oszczędności. Tak naprawdę nikt nie wie, czy ma w glebie 10 czy 40 kg N w czystym składniku. Jest to zależne od bardzo wielu czyników i tylko badanie umożliwa dokładne określenie tego stanu - mówi Kobus, wskuazując możliwości zmniejszenia wydatków ponoszonych na nawozy o dziesiątki, a w przypadku większych gospodarstw nawet setki tysięcy złotych.
Metodyka prób
- Przyjmuje się, że na 4-5 ha gleby powinno być wykonane jedno badanie zbiorcze z od 20 do 50 prób pobranych z tego areału. Oczywiście można robić dokładniejsze badania z mniejszych pól, ale wiąże się to z większymi kosztami. Każda próba to wydatek od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych - tłumaczy specjalista. Kolejna ważna kwestia na którą zwraca uwagę, to głębokość z jakiej pobierane są próby. - Podstawowe badania na pH, NPK i węgiel pobiera się zazwyczaj z warstwy ornej, czyli głębokości 15-20 cm. Nieco inaczej jest w przypadku badania azotu mineralnego. W przypadku tego badania dobrze jest to zrobić z profilu 0-30 cm, a z racji tego, że azot jest łatwo wypłukiwany do głębszych warstw gleby, to przynajmniej raz na jakiś czas próba powinna być pobrana z profilów 0-30 i 30-60 cm - zaznacza agronom. Jak podkreśla, badanie głębszej warstwy gleby daje nam informację, ile jest tam azotu i czy jest możliwość jego wykorzystania, czy też zostanie on bezpowrotnie utracony. - W przypadku rzepaku, który ma korzeń palowy, rośliny spokojnie sobie ten nawóz pobiorą, natomiast rośliny o innych, płytszych systemach korzeniowych, mogą nie dać rady go pozyskać i wtedy ten azot stracimy. Przemieści się on do wód gruntowych i popłynie do Bałtyku, a tam ze względu na jego nagromadzenie zakwitną sinice. Tak to właśnie działa - tłumaczy specjalista.
Co ważne, aby otrzymać wiarygodne wyniki, próby glebowe należy pobierać minimum miesiąc od zastosowania ostatniego nawozu. - Stąd też taka popularność badań na pH i zawartość NPK w okresie żniwnym. Druga sprawa to technologia. Do pobierania próbek są przecież obecnie wykorzystywane pickupy, quady czy specjalne łaziki, więc lato to najlepszy okres, bo nie powodujemy żadnych szkód w uprawach, które zdążyły zejść już z pól - podkreśla Maciej Kobus.
Polskie gleby są zakwaszone i wyjałowione
Jak ważne są regularne badania gleby, wskazują dane nt. zakwaszenia i zawartości próchnicy gleb użytkowanych rolniczo w naszym kraju. Aż 64% użytków rolnych (9,4 mln ha) wymaga wapnowania z powodu silnego zakwaszenia gleb, przy czym 6,7 mln ha ma odczyn poniżej 5,1 pH, co sygnalizuje początek dewastacji. Zawartość próchnicy to z kolei nieco ponad 1%, a jak podkreśla Maciej Kobus, przydałoby się mieć średni poziom około 4%. - Popularny termin to obecnie rolnictwo regeneratywne. Tak naprawdę w taki właśnie sposób działali nasi dziadkowie. Niestety, ekonomia produkcji spowodowała, że rolnicy, chcąc nie chcąc, zaczęli uprawiać przede wszystkim dużo rzepaku i pszenicy. Dodatkowo, nie wszyscy posiadali zwierzęta, przez co bardzo eksploatowaliśmy glebę. Każdy z wykształceniem rolniczym zdaje sobie z tego sprawę. Ekonomia była i jest jednak nieubłagana. Bank nie poczeka - zauważa Kobus. - Są już jednak na szczęście programy, które promują zwiększanie sekwestracji dwutlenku węgla, a co za tym idzie zwiększanie poziomu próchnicy. To jest w interesie rolnika. Rolnika, którego do tej pory nie było stać na odpowiedni płodozmian, ale jak możni tego świata zobaczyli do czego to prowadzi, to polityka trochę się zmieniła - dodaje specjalista.
Badają glebę za darmo. Rolnik jeszcze na tym zarobi
- Dzisiaj robiąc coś w kierunku dbania o glebę, możemy dywersyfikować dochody - twierdzi Maciej Kobus, podając przykład ekoschematów. Nadzieją są także programy węglowe mające na celu generowanie certyfikatów za pochłanianie przez glebę CO2. Dodatkowo przedstawiciel HeavyFinance zaznacza, że rolnicy mogą już od przyszłego roku zarabiać na tym dodatkowo około 200 zł na hektar rocznie. Co więcej, w ramach programu, firma zbada ich glebę na zawartość węgla organicznego, proponując także doradztwo dotyczące sposobów uprawy, międzyplonów, czy sposobów nawożenia. - Tak, aby rolnik maksymalizował sekwestrację i poprawiał ekonomię produkcji, a co za tym idzie - kondycję swojego gospodarstwa - podsumowuje Maciej Kobus. Do połowy września firma HeavyFinance ma zbadać ponad 150 tys. hektarów użytków rolnych w naszym kraju.
oprac, e-red, ppr.pl