Prezydent USA Donald Trump podczas czwartkowej wizyty w stanie Iowa powiedział farmerom, że "właśnie otworzył dla nich Europę"; odniósł się w ten sposób do porozumienia zawartego z szefem KE Jean-Claude'em Junckerem ws. podjęcia negocjacji handlowych.
Prezydent powiedział, że amerykańscy farmerzy będą teraz mieli dzięki niemu dostęp do dużego, nowego rynku - relacjonuje "Washington Post".
Dziennik napisał wcześniej w czwartek, komentując spotkaniem Trumpa z Junckerem, że głównym powodem, dla którego prezydent zdecydował się zawiesić widmo wojny handlowej z Europą, jest obawa przed amerykańskimi rolnikami, którzy już odczuli skutki ceł nałożonych przez USA na partnerów handlowych i taryf odwetowych, jakimi odpowiedziały inne kraje.
Prezydent i Republikanie obawiają się, że frustracja farmerów i całych stanów rolniczych - jak Iowa - które głosowały na Trumpa w 2016 roku, może być przyczyną klęski prezydenckiej partii w nadchodzących wyborach do Kongresu.
"Economist" podkreśla, że farmerzy już odczuwają dotkliwie skutki polityki handlowej Trumpa. Dlatego po spotkaniu z Junckerem prezydent podkreślił, że UE "natychmiast" zacznie importować więcej soi z USA.
Zważywszy na "kapryśną osobowość Trumpa i jego irytację na deficyt handlowy z UE, zawieszenie broni (w wojnie handlowej) może być kruche" - komentuje brytyjski tygodnik. Co więcej, porozumienie z Junckerem nie przyniesie ulgi amerykański farmerom, ponieważ w komunikacie po spotkaniu nie wspomniano o żadnych ustaleniach w sprawie rolnictwa poza importem soi, a w ogóle UE importuje mniej niż 4 proc. produktów rolnych dotkniętych wojną celną - wyjaśnia "Economist".
Zdaniem tygodnika trwalsza niż porozumienie z Europą okaże się zapewne decyzja o subwencjach dla farmerów.
We wtorek amerykański resort rolnictwa oświadczył, że przeznaczy 12 mld dol. na krótkoterminowy plan pomocy dla farmerów, których interesy ucierpią ze względu na chińskie cła odwetowe na amerykańskie produkty rolne.
"Subsydia mają na celu wzmocnienie pozycji Trumpa podczas jego ataków na zagranicznych partnerów z użyciem taryf i limitów. Najważniejsze jest zaś to, że próbuje on spłacić tych, którzy stracili na jego wojnie handlowej z Chinami, aby nie przysporzyli kłopotów Partii Republikańskiej" - podsumowuje "Economist".
Pekin zareagował na cła nałożone na jego dobra eksportowe wprowadzając taryfy między innymi na produkty pochodzące ze stanów rolniczych, które zagłosowały na Trumpa, licząc, że zaszkodzą one tamtejszym farmerom i będą mieć negatywne konsekwencje dla prezydenta i jego partii już podczas listopadowych wyborów. Chiny grożą też kolejnymi retorsjami.
(PAP)