- Nauka nadąża za czasami, produkcja stara się nadążyć – mówił Mariusz Olejnik w czasie III Forum Producentów Rzepaku, które odbyło się wczoraj na Polagrze – Tylko rząd nie może nadążyć. Do 30 września miał obowiązek wysłać do Brukseli plany realizacji dyrektyw dotyczących biopaliw. Nie przesłał.
Zdaniem uczestników forum produkcja i wykorzystanie rzepaku w Polsce, a po
części także w Europie to seria niewykorzystanych szans. Nasz kontynent wciąż
importuje ogromne ilości śruty sojowej, stosowanej jako dodatek do pasz. To
mogłoby się zmienić. Nowe odmiany rzepaku gwarantują pasze dobrej jakości, w
których gram białka kosztuje taniej niż w śrucie sojowej. Aby tak się stało
produkcja rzepaku musiałaby się znacznie rozwinąć. Jak stwierdził Emile Chone z
francuskiego związku producentów rzepaku na rynku europejskim jest sporo jeszcze
sporo miejsca. Tyle, że potrzeba silnego lobbingu, a także badań, które
rozwiałyby ewentualne wątpliwości dotyczące zastosowań śruty rzepakowej w
karmieniu zwierząt.
W Polsce rzecz może być jednak trudniejsza niż w innych
krajach UE.
Walka lobbystów
- Polski przemysł paszowy jest
zdominowany przez amerykańskie koncerny – argumentował Edward Warych –
prezes Krajowego Związku Producentów Rzepaku – One siłą faktu nie są
zainteresowane zmniejszaniem udziału śruty sojowej w paszach. Do tego mamy silne
lobby importerów soi, które na tym imporcie zarabia.
Czy producenci rzepaku
będą w stanie stworzyć dla niego realną przeciwwagę? Trudno rozstrzygać, pewne
jest jednak, że walki lobbystów mogą być ciężkie i trwać długo. – Na skutek
importu śruty sojowej pogłębia się nasz deficyt w handlu zagranicznym. Nie musi
tak być, ale ci, którzy na tym zarabiają łatwo go nie odpuszczą. – twierdzi
Olejnik.
Rynek śruty to kilkaset milionów złotych rocznie, jest więc o co się
bić. Sytuację dodatkowo komplikują poczynione, głównie przez amerykańskie
koncerny inwestycje w hodowlę. Rolnicy nie są przekonani, że zwierzęta karmione
dotąd paszami z udziałem soi, będą reagowały identycznie na białko zawarte w
rzepaku. Dziś naukowcy nie znają jeszcze pełnej odpowiedzi. Jak podkreślali
dzieje się tak głównie dlatego, że olej na cele paliwowe może być produkowany na
różne sposoby. – Zależnie od tego czy będzie to ekstrakcja czy tłoczenie na
zimno lub gorąco otrzymujemy zupełnie różne produkty – podkreślała profesor
Iwona Bartkowiak – Broda z poznańskiej Akademii Rolniczej.
Zapatrzeni w
lidera
W wojnie o biopaliwa lobby rolnicze w zasadzie przegrało. – Cóż z
tego, że ustawa weszła, skoro w kształcie jaki stawia w uprzywilejowanej pozycji
przemysł naftowy? Kogo innego stać na ogromne inwestycje, gdy co roku istnieje
zagrożenie, że minister finansów zdecyduje o obłożeniu biopaliw akcyzą?
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Niemczech. Przedstawił ją dr Norbert
Heim z UFOP (Organizacji na Rzecz Promocji Roślin Oleistych). Tam w ciągu
ostatnich czterech lat powstał potężny przemysł zajmujący się wyłącznie
produkcją biodiesla. Obecnie Niemcy są w stanie wyprodukować 1,1 mln ton.
Zeszłoroczna sprzedaż wyniosła 840 mln ton i wciąż rośnie. Biodiesel jest
dostępny w ¾ stacji benzynowych, coraz częściej jest stosowany także jako
domieszka do paliw tradycyjnych (do 5 proc.) Szacuje się, że w ciągu
najbliższych lat będzie stanowił około 7 proc. tamtejszego rynku paliwowego. To
jednak wymaga nie tylko silnego lobbingu, ale i decyzji politycznych. O te w
Polsce najtrudniej. Kształt ustawy o biopaliwach producentów rzepaku nie
satysfakcjonuje, a polski rząd choć był do tego zobowiązany nie przesłał do
Brukseli raportu dotyczącego planowanych działań dla realizacji dyrektyw
biopaliwom poświęconych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że przede wszystkim z
powodu braku spójnej koncepcji w tej kwestii.
- Dobrze mieć pod bokiem
lidera, na którego można patrzeć – stwierdził na zakończenie III Forum
Producentów Rzepaku Edward Warych – Mam nadzieję, że gdy spotkamy się za rok
będziemy mogli mówić o sukcesach.