Trzy razy więcej polskich studentów na uczelniach w Unii. Co dziesiąty uczeń poznający za unijne pieniądze rówieśników w Europie. Ponad trzykrotnie większe możliwości kształcenia zawodowego za granicą i dziesięć razy więcej pieniędzy na dokształcenie dorosłych.
Radykalne zmiany w unijnych programach edukacyjnych od 2007 r. proponuje
komisarz UE Viviane Reding z Luksemburga. Programy te obejmują 25 krajów
poszerzonej UE, Rumunię, Bułgarię oraz Norwegię, Islandię i
Liechtenstein.
Cele pani komisarz są następujące:
10 proc.
(obecnie 3 proc.) wszystkich uczniów i ich nauczycieli uczestniczących w
międzynarodowych projektach i wymianie szkolnej w ramach programu
"Socrates-Comenius" do roku 2013 r. W Polsce uczestniczy w nim teraz ok. 500
szkół.
360 tys. studentów rocznie w Europie kształcących się na
zagranicznych uczelniach w krajach UE i innych uczestniczących w programie
"Socrates-Erasmus" (obecnie 120 tys.). W Polsce w minionym roku akademickim
skorzystało z takich stypendiów 5400 studentów.
150 tys. osób (dziś 45
tys.) kształcących i szkolących się zawodowo za granicą w ramach programu
"Leonardo da Vinci", który obejmuje i kursy przygotowujące do zawodu, i
kształcenie ustawiczne. Teraz korzysta z niego ok. 2 tys. Polaków
rocznie.
50 tys. dorosłych (dziś niespełna 2 tys.) uczących się i
szkolących w innym kraju UE - mało dziś jeszcze znany program "Grundtvig". W
ubiegłym roku skorzystało z niego 120 Polaków.
100 tys. stypendiów
"Tempus Plus" (do 2013 r.) dla uczniów, studentów i dorosłych w ramach
współpracy z krajami sąsiedzkimi Unii, a więc np. między Polską a Ukrainą czy
Białorusią.
Komisarz Reding zapowiada też radykalne uproszczenie procedur
wymaganych do uzyskania stypendium bądź unijnego dofinansowania. Plany przez nią
przedstawione oznaczają trzykrotne zwiększenia budżetu na edukację po 2007 r. -
w ramach całości wydatków Unii wzrosłyby one z 0,8 do 2,4 proc.
rocznie.
Te pieniądze są wyodrębnione w projekcie budżetu UE na lata
2007-13. Ale walka pani Reding o środki na edukację będzie ciężka, gdyż Francja,
Niemcy, Wielka Brytania, Austria, Szwecja i Holandia zażądały ścięcia całości
wydatków Unii o jedną piątą. Polska jest temu przeciwna.
Polska już
zyskała
Już w tym roku Polska otrzymuje dwa razy więcej pieniędzy na
najpopularniejsze programy edukacyjne niż do tej pory. To dlatego że UE
pieniądze dla nas nalicza już tak, jakbyśmy byli członkiem UE - według liczby
uczniów i studentów. Podczas gdy w 2003 r. z programu wymiany akademickiej
"Socrates-Erasmus" dostaliśmy 4,5 mln euro, to w obecnym - ok. 13 mln (dla
porównania Hiszpania będzie mieć 15 mln). Dzięki temu zamiast 5400 studentów na
stypendia na zagraniczne uczelnie wyjedzie blisko 9 tys. Ok. 1 tys. szkół w roku
szkolnym 2004-05 weźmie też udział w projektach unijnego programu wymiany
szkolnej "Socrates-Comenius" (dwa razy więcej niż teraz).
Krótko o
"Socratesie"
"Socrates" to najpopularniejszy i największy edukacyjny
program Unii Europejskiej (biorą w nim udział także kraje spoza UE, muszą tylko
zapłacić składkę). Z "Socratesa" co roku korzystają setki tysięcy uczniów,
studentów i nauczycieli na całym kontynencie. W ramach jego części akademickiej
studenci wyjeżdżają na stypendia (trwają od trzech miesięcy do pełnego roku
akademickiego). Jeśli na zagranicznej uczelni zaliczą zajęcia za określoną
liczbę punktów, nie muszą nadrabiać tych zajęć, które w tym samym czasie mieliby
na swojej macierzystej, polskiej uczelni. Niestety, polskie stypendium z
"Erasmusa" (ok. 200 euro) nie wystarcza na utrzymanie się na innej europejskiej
uczelni. Oświatowa część "Socratesa" ("Comenius") to przede wszystkim wspólne
międzynarodowe projekty dwóch, a najczęściej trzech szkół z różnych państw,
których uczniowie i nauczyciele nawzajem się odwiedzają. - Zasadą jest, że
przynajmniej jedna szkoła w projekcie musi być z UE. Dlatego od 2004 roku
polskie szkoły traktowane w ten sposób będą mogły do projektu ściągać szkoły
spoza Unii, np. z Bułgarii - mówi Tadeusz Wojciechowski, szef polskiego
"Comeniusa". W programie mogą uczestniczyć szkoły podstawowe, gimnazja i szkoły
ponadgimnazjalne.