Minimum programowe, czyli ilość godzin poszczególnych przedmiotów dla studentów zaocznych, wzrosło prawie dwukrotnie. Jak radzą sobie z tym uczelnie?
We wrześniu uczelnie dostały od Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu nowe
wytyczne dotyczące programu studiów zaocznych. Od nowego roku akademickiego
studenci będą musieli zrealizować 100 proc. minimum programowego, czyli tyle
samo, co studenci dzienni. Dotychczas było to 60 proc. Uczelnie są zaskoczone
nowymi przepisami.
Takie decyzje powinniśmy znać przynajmniej rok
przed ich wprowadzeniem w życie - mówi dr Robert Ciborowski, prodziekan
wydziału ekonomicznego ds. studiów zaocznych Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu
w Białymstoku. - Program studiów układamy już w kwietniu. Teraz musimy
wszystko pozmieniać. Poza tym przez takie praktyki narażamy się na śmieszność.
Przedstawiliśmy przyszłym studentom zupełnie inny program zajęć, niż będą
mieli.
W tej chwili, pomimo że do rozpoczęcia roku akademickiego
pozostało zaledwie kilka dni, większość wydziałów jest jeszcze w trakcie
tworzenia nowych planów zajęć. Decyzja MENiS może spowodować, że z programów
wypadną bardzo ciekawe wykłady i zajęcia, bo wszystkie godziny trzeba będzie
poświęcić na przedmioty obowiązkowe, wyznaczone przez ministerstwo. A i tak
trzeba będzie zwiększyć ilość zajęć. Na przykład na wydziale ekonomicznym
zamiast 14 dwudniowych, będzie 16, a być może nawet 18 trzydniowych zjazdów. Na
szczęście uczelnia nie zamierza podnieść czesnego.
Większych problemów z
dostosowaniem się do nowych wymogów ministerstwa nie ma Politechnika
Białostocka.
Ten problem przerabialiśmy już w ubiegłym roku, po
kontroli Państwowej Komisji Akredytacyjnej - wyjaśnia prof. Michał Bołtryk,
rektor PB. - Wtedy komisja nakazała nam zwiększenie liczby godzin na
poszczególnych kierunkach.
Zdaniem prof. Bołtryka zarządzenie MENiS
akurat dla jego uczelni jest dobre. Chodzi o to, że studenci będą mieli więcej
czasu na zaznajomienie się z programem, a tym samym mniejsze kłopoty z nauką. W
przypadku tej uczelni czesne też nie wzrośnie.
W mieście jest bardzo duża konkurencja i nie możemy sobie pozwolić na
podbijanie ceny. Po prostu nie chcemy stracić studentów zaocznych, dzięki którym
uczelnia żyje i ma płynność finansową - tłumaczy rektor PB.
Wyższej
Szkole Finansów i Zarządzania w Białymstoku w tym roku nie uda się spełnić
wymogów ministerstwa.
Program studiów ustaliliśmy jeszcze przed
wakacjami - mówi dr Elżbieta Orechwa-Maliszewska. - Ministerstwo po
prostu za późno ogłosiło nowe zasady.