Do zaciągania kredytów studenckich przekonywały studentów banki, Ministerstwo Finansów i samorządy uniwersyteckie. Teraz przyszedł czas zapłaty, i ci, którzy wzięli kredyt, rwą włosy z głowy.
Kiedy kilka lat temu studenci decydowali się na zadłużenie, obiecywano im wyjątkowo atrakcyjne warunki. Ministerstwo Edukacji, uczelnie, zamiast dofinansowywać biedniejszych studentów, przekonywały do korzystania z kredytów. Teraz bezrobotni absolwenci czują się oszukani - pisze dziennik.
Według dziennika, problemy ze spłatą kredytu mają nawet szczęściarze z dobrymi posadami. Paweł Łagodziński, absolwent fizyki na Politechnice Warszawskiej, zaciągał kredyt studencki w PKO SA. W umowie miał zapis, że będzie mógł wpłacić gotówkę w kasie lub robić przelew. Teraz okazało się, że może spłacić kredyt, tylko zakładając rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy w tym banku. A za obsługę takiego konta bank pobiera prowizję. Poszkodowany pokazywał swoją umowę, próbował się kłócić. Kierowniczka oddziału powiedziała, że taki jest system i on go nie zmieni - pisze "Życie Warszawy".
W trudnej sytuacji są bezrobotni absolwenci, za których kredyt będą spłacać rodzice. Ponadto przez kolejne lata będą musieli płacić za utrzymanie konta w banku.