Polska nie boi się odpływu fachowców do instytucji Unii Europejskich, ponieważ ma wystarczająco dużo młodzieży świeżo wykształconej na licznych wydziałach studiów europejskich – zadeklarowała w poniedziałek polska delegacja na naradzie w tej sprawie w Brukseli.
Reprezentujący Polskę wiceminister spraw wewnętrznych Paweł Dakowski i szef
Urzędu Służby Cywilnej Jan Pastwa zakwestionowali zbyt niską – ich zdaniem –
liczbę stałych stanowisk zarezerwowanych dla Polaków w ramach pierwszej puli
etatów, na które ogłoszono nabór w zeszłym tygodniu.
Nie należymy do
tej grupy krajów, które boją się drenażu mózgów. My się tego nie boimy, bo mamy
bardzo dużą liczbę młodych ludzi, którzy szkolą się na ponad 80 uczelniach na
studiach związanych z tematyką europejską. Dlatego chcielibyśmy w jak
najszerszym stopniu partycypować w administrowaniu Unią – powiedział
Dakowski dziennikarzom.
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Neil
Kinnock, który zwołał naradę z ministrami krajów przystępujących do Unii w 2004
roku, podtrzymał swoje propozycje z początku roku, żeby do końca 2010 roku
zatrudnić w Komisji na stałych etatach 3400 obywateli z nowych państw, w tym
prawie 40 proc. z Polski (dokładnie 1341).
Jednak pierwsze ogłoszenia o
konkursach, które okazały się właśnie w "Dzienniku Oficjalnym UE", rezerwują dla
Polski nieco niższy odsetek etatów (chodzi o orientacyjne dane, a nie o sztywne
kontyngenty, bo liczą się kwalifikacje).
Dakowski pytał w poniedziałek,
26 maja dlaczego w pierwszej puli polski udział ma być mniejszy, niż odsetek
przewidziany na pierwsze siedem lat po poszerzeniu Unii.
Na przykład na
1060 pierwszych stałych stanowisk administracyjnych w instytucjach UE dla
Polaków przewiduje się 305 miejsc (30 proc.) i aż po 245 dla Czechów czy Węgrów,
mimo że ich kraje mają cztery razy mniej ludności od Polski.
Być może
jest to związane z tym, ze małe kraje powinny mieć na wejściu relatywnie dużą
reprezentację, by poradziły sobie z problemami związanymi z rozpoczęciem pracy w
Brukseli i przystąpieniem do Unii. Byc może potem ten wskaźnik zostanie
wyrównany – powiedział Dakowski dziennikarzom.
Z drugiej
strony, sam Kinnock kilkakrotnie podkreślał, że przecież eurokraci nie pracują
na rzecz krajów, z których pochodzą, lecz dla dobra całej Unii
Europejskiej.
Według członków polskiej delegacji, anonimowa ankieta wśród
pracowników Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej wykazała, że tylko nieco
ponad 20 proc. jest "ewentualnie" zainteresowanych pracą w instytucjach
UE.
Z drugiej strony, na pierwsze 500 tymczasowych niższych stanowisk
(głownie sekretarki i tłumacze), na które trwa nabór w tej chwili, zgłosiło się
na przełomie 2002 i 2003 roku ponad 10 tysięcy osób z Polski, w tym wielu świeżo
upieczonych absolwentów wyższych uczelni.