Rodzice uczniów podstawówek i gimnazjów w regionie łódzkim masowo dostarczają do szkół zaświadczenia lekarskie o tym, że ich dzieci cierpią na tzw. zespół nadpobudliwości psychoruchowej.
"Chcą nimi usprawiedliwić karygodne zachowanie pociech, bo dzięki temu uczniom nie wystawia się ocen ze sprawowania. Oceny te brane są pod uwagę podczas rekrutacji do gimnazjów i liceów. Nauczyciele nie podważają wiarygodności lekarskich zaświadczeń, ale nadpobudliwi uczniowie to dla nich duży problem" - pisze "Dziennik Łódzki".
"Z każdym trzeba pracować indywidualnie, a nie zawsze jest to możliwe" - przyznaje Nina Hoffmann, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 184 w Łodzi. Jak podaje gazeta, według Małgorzaty Andrzejczak, dyrektorki Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Kutnie, wiele dzieci rzeczywiście cierpi na to schorzenie. "Zespół nadpobudliwości psychoruchowej przybrał charakter choroby cywilizacyjnej. Takich przypadków będzie z pewnością coraz więcej" - twierdzi Małgorzata Andrzejczak.
"Problem dotyczy głównie dzieci z dużych miast i środowisk inteligenckich" - dodaje psycholog Krzysztof Słabiński. "Zespół nadpobudliwości psychoruchowej różnie objawia się u dzieci. Jedne nie potrafią skupić się dłużej niż kilka minut, wstają w czasie lekcji i krążą po sali, inne stają się agresywne: biją lub wyzywają kolegów" - informuje gazeta. "Takie zachowania dotyczą około 5 procent uczniów podstawówek i gimnazjów, czyli 12 tysięcy w województwie łódzkim. Nawet najbardziej kompetentni nauczyciele nie mogą sobie z nimi poradzić" - mówi Hanna Markiewicz z Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi.
"Zdaniem specjalistów, na rozwój tego schorzenia mają wpływ sposób wychowania dziecka, a także... dieta, obfitująca m.in. w fast foody. W Łodzi zaczęły działać pierwsze grupy wsparcia dla rodziców dzieci nadpobudliwych" - pisze "Dziennik Łódzki".