Marek Sawicki, szef resortu rolnictwa, zapowiedział, że sieć szkół rolniczych podległych jego ministerstwu nie będzie rozszerzana. Tym samym rozwiał nadzieje niektórych samorządów na to, że oddadzą rządowi placówki kształcące rolników.
W tej chwili najgłośniejsza jest sprawa likwidacji Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej w Radomiu, którą zamierzają przeprowadzić władze miasta. Tłumaczą one, że taka decyzja jest spowodowana względami ekonomicznymi i do 2014 roku szkoła będzie wygaszana. Magistrat zaproponował ministerstwu rolnictwa przejęcie tej placówki, co miałoby ją uchronić przed zamknięciem, ale Marek Sawicki przekonuje, że z tej oferty nie może skorzystać. Minister przypomniał, że w przeszłości już dwa razy proponowano miastu oddanie szkoły, ale oferta została odrzucona. Od tamtego czasu placówkę jednak pozbawiono znacznej części bazy i majątku do praktycznej nauki zawodu. - Nie chciałbym dawać do samorządów takiego sygnału: pozbywajcie się majątku, przenoście atrakcyjne kierunki do szkół, na których bardziej wam zależy. A gdy szkoła będzie już "zdołowana", wtedy wystąpicie do ministra z szantażem, że minister rolnictwa nie chce szkoły rolniczej - stwierdził Marek Sawicki. I podkreślił, że nie może zrobić wyjątku dla Radomia, bo wtedy ministerstwo zostałoby wręcz zarzucone wnioskami od miast i powiatów o przejęcie upadających szkół rolniczych. Takich placówek jest w całym kraju około 300 i kształcą około 170 tys. uczniów, z czego tylko 45 placówek z prawie trzynastoma tysiącami uczniów podlega ministerstwu rolnictwa (były one przejmowane w latach 2007-2009). I niestety, część szkół jest zagrożona likwidacją, bo zadłużone samorządy szukają oszczędności, gdzie tylko mogą. A utrzymywanie placówki kształcącej rolników, zwłaszcza w większych miastach, nie musi być dla władz priorytetem. O wiele lepsza jest sytuacja szkół leżących w powiatach rolniczych, bo tam radnym i starostom bardziej zależy na ich utrzymaniu.
Minister Sawicki przekonuje, że szkoły rolnicze są potrzebne, bo nie tylko kształcą młodzież, która opuściła gimnazja. Wiele dorosłych osób zdobywało w nich rolnicze wykształcenie, bez czego nie mogli np. przejąć rodzinnego gospodarstwa rolnego. I dlatego na bazie szkół rolniczych ma powstać ogólnopolska sieć centrów kształcenia ustawicznego, "która da możliwości poszerzenia swojej wiedzy zarówno uczniom, jak i pracującym już na swoich gospodarstwach rolnikom". W tym celu szkoły podpisują umowy o współpracy z branżowymi instytutami badawczymi (takich porozumień zawarto 56). Ponadto minister Sawicki podkreślił wagę zmian w systemie szkolenia praktycznego uczniów, które zmierzają ku bliższemu współdziałaniu z nowoczesnymi gospodarstwami rolnymi. To nie tylko lepsze, ale i tańsze rozwiązanie niż utrzymywanie przyszkolnych gospodarstw rolnych. Eksperci podkreślają, że szkół po prostu nie stać np. na inwestowanie w nowoczesne maszyny, a bez tego trudno mówić o tym, aby przyszły rolnik nauczył się dobrze zawodu. Rolnictwo zaś jest dziedziną, w której powinno się wdrażać wiele innowacyjności.
Zresztą utrzymanie szkół rolniczych i tak sporo kosztuje. Marek Sawicki przypomniał, że w tym roku na wszystkie placówki ministerstwo wyda ponad 160 mln złotych i "wydatki te systematycznie wzrastają". Dodatkowo ponad 35 mln zł placówki te otrzymają z funduszy unijnych. I można przypuszczać, że także względy ekonomiczne stanęłyby na przeszkodzie poszerzania ministerialnej sieci szkół. Bo taka decyzja musiałaby zostać zaaprobowana przez rząd, a zwłaszcza resort finansów nie jest skory do zwiększania wydatków budżetowych. Problem ze szkołami rolniczymi jednak istnieje, bo i one, tak jak cała oświata, cierpią na brak funduszy. Dlatego minister Sawicki proponuje samorządom współpracę, która ma się przyczynić do poprawienia sytuacji takich placówek.