Zamknięte stołówki studenckie, obiady i akademiki droższe o połowę, niż dotychczas, mizerne stypendia socjalne i naukowe oraz całkowity brak pomocy materialnej dla niepełnosprawnych żaków - to wynik nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, która obowiązuje od 1 października.
Studenci połknęli tą gorzką pigułę i nawet nie spróbowali powalczyć o swoje. Samorządy uczelniane, z Parlamentem Studentów RP na czele, dziś tylko rozkładają ręce. Inicjatywę postanowiło przejąć 30 studentów z koła akademickiego Młodzieży Wszechpolskiej. Dziś organizują protest pod Małopolskim Urzędem Wojewódzkim. Spodziewają się, że uczestniczyć w nim będzie kilkaset osób. Zebrali już ponad 3 tys. podpisów pod petycją, którą wyślą do premiera.
Reprezentantów studentów na szczeblu ogólnopolskim nie brakuje, ale efekty ich działań, jak dotychczas, są słabe lub żadne. Krakowscy studenci mają żal do swoich przywódców. - Palcem nie ruszyli, by nam pomóc. Po co są w ogóle potrzebni - zastanawiają się.
W imieniu swych kolegów występują m.in. samorządowcy, wybierani w poszczególnych uczelniach przez żaków co dwa lub trzy lata (w zależności od uczelni). Samorządowcy ci wspólnie działają w ramach porozumienia podpisanego przez wszystkie krakowskie szkoły i reprezentują krakowską brać studencką w Parlamencie Studentów RP.
Parlament jest jedynym organem studenckim uprawnionym do współpracy z Rządem i MENiS. Współpraca jednak z posłami i resortem chyba się im nie udała, bo zmiany w ustawie nie polepszyły życia żakom, a wręcz pogorszyły.
Krakowscy samorządowcy także zapewniają, że zrobili wszystko co było w ich mocy.
- Do resortu edukacji wysyłaliśmy konkretne poprawki do ustawy. Nikt nas nie chciał słuchać. Teraz jest już za późno na strajki i protesty. Gdy zaś wprowadzona była nowa ustawa, studenci zdawali sesję, a później wyjechali na wakacje - mówi Piotr Wroński, przewodniczący samorządu Uniwersytetu Jagiellońskiego.