Ubezpieczenie ucznia nie jest obowiązkowe, ale decyduje się na nie ponad 90 proc. rodziców. Najbiedniejsi mają polisy za darmo.
Co roku we wrześniu płacimy w szkole za ubezpieczenie dzieci. Nie wszyscy wiemy, że nie jest ono obowiązkowe. Przeważnie bez zastanowienia wydajemy kilkadziesiąt złotych, a za co - dowiadujemy się, dopiero gdy dziecku przydarzy się nieszczęście.
Z początkiem września do szkół oprócz dzieci wkraczają agenci ubezpieczeniowi. Organizują spotkania z dyrekcją i rodzicami, zachęcają do wyboru ich właśnie oferty i proponują często preferencyjne warunki ubezpieczeń dla rodziców i kadry.
O wyborze tego czy innego ubezpieczyciela decyduje zwykle dyrekcja szkoły lub rodzice. - W naszym gimnazjum decyzję podejmują rodzice po rozważeniu ofert różnych firm ubezpieczeniowych. Najważniejsza okazuje się szybkość otrzymania odszkodowania w razie wypadku - mówi Bogumiła Borowska, dyrektor Gimnazjum nr 124 w Białołęce.
Mieliśmy oferty kilku towarzystw. Wybraliśmy FinLife, bo nie wymagają oni specjalnych konsultacji medycznych w firmie, wystarczy opinia lekarza prowadzącego dziecko. Roczna składka w tym roku wynosi 32 zł - dodaje. To prawda, jeżeli szkoła ma uregulowaną kwestię składek, wypłata świadczenia trwa kilka dni - mówi Paweł Darski z FinLife.
Trzeba czy nie O tym, że składka na ubezpieczenie NNW nie jest obowiązkowa, powinni wiedzieć wszyscy. Tak jednak nie jest. Ubezpieczenie trzeba wykupić, jeśli kogoś nie stać, zapłaci za niego firma - upiera się dyrektor jednego z warszawskich liceów.
Według Mazowieckiego Kuratorium Oświaty ubezpieczenia są dobrowolne. O przystąpieniu do ubezpieczenia decydują rodzice dziecka, a szkoła ma zadbać o to, by wypadków było jak najmniej - powiedziano Życiu Warszawy w kuratorium.
Wysokość odszkodowania zależy od sumy, na jaką dziecko jest ubezpieczone i od procentu uszczerbku na zdrowiu (o tym decyduje lekarz). - Jeżeli dziecko jest w szkole ubezpieczone na 10 tys. zł, a uszczerbek na zdrowiu, przykładowo przy złamaniu nogi, wyniesie 5 proc., to wypłacimy odszkodowanie w wysokości 500 zł - wyjaśnia pracownik PZU. Towarzystwa ubezpieczeniowe nie narzucają również sumy ubezpieczenia.
Jeżeli szkoła lub rodzice chcą, by dzieci były ubezpieczone na 20 tys. zł, składka będzie odpowiednio wyższa niż przy polisie na 5 tys. My możemy tylko doradzać - mówi agent Hestii. Dla szkoły ważne są nie tylko korzyści materialne, jakie oferuje firma ubezpieczeniowa, lecz również pewność, że wszystkie dzieci są ubezpieczone. Nasz ubezpieczyciel płaci składki za 10 proc. najbiedniejszych dzieci, jeśli za pozostałe 90 proc. uczniów składki opłacą rodzice - mówi Bogumiła Borowska.
Coś dla studenta Dla studentów oferty firm ubezpieczeniowych są inne, zwłaszcza jeśli chodzi o wysokość składki - Trochę inaczej kalkuluje się składkę ubezpieczenia. Nie jest to nic dziwnego, w przypadku studenta ryzyko wypadku w trakcie zajęć jest mniejsze - tłumaczy agent PZU. Dla młodzieży i studentów propozycję ubezpieczenia ma wystawca karty rabatowej euro<26. Polisa na pokrycie kosztów leczenia ma wysokość 250 tys. zł, zaś ubezpieczenie NNW wynosi 20 tys. zł. Najtańsza wersja karty kosztuje 60 zł.
Jest to dobra alternatywa dla ubezpieczenia, które większość studentów płaci w okienku w dziekanacie. Poza polisą mam masę zniżek - mówi Kasia, studentka SGH. Dobre ubezpieczenia obejmują ochroną uczniów przez całą dobę i na całym świecie. Należy jednak pamiętać, że ochrona ta jest na relatywnie niską sumę ubezpieczenia. Ponieważ polisa "szkolna" nie jest obowiązkowa, warto zastanowić się nad wykupieniem polisy na wyższą sumę poza szkołą czy uczelnią.