Rolnicy się denerwują, starostwo tłumaczy się przepisami.
- Moja córka, studentka, stara się o stypendium z Unii Europejskiej. Bardzo się zdziwiłem, gdy okazało się, że we wniosku, który dostałem ze Starostwa Powiatowego w Kielcach, muszę wpisać dochód z gospodarstwa w wysokości 252 złotych z hektara i jeszcze pomnożyć go przez 12 miesięcy. Kto wymyślił taki dochód? - dziwi się rolnik z podkieleckiej miejscowości. - I to ma być dochód minimalny. A przecież to rocznie wychodzi prawie 3 tysiące złotych z hektara. Który rolnik ma takie pieniądze? - pyta poirytowany. - Przecież gdybym nawet miał całe pole w pszenicy, za którą dostanę najlepszą cenę na rynku i zebrał dobry plon, to i tak nie osiągnę takich dochodów! Co za biurokrata ze starostwa wymyślił taki dochód? - próbuje dociec.
- To nie nasz pomysł. Sami tego nie wymyśliliśmy - broni się Joanna
Stachura ze Starostwa Powiatowego w Kielcach. - Zdajemy sobie sprawę, że nie
jest to adekwatne do dochodów rolników, ale musimy się opierać na przepisach. W
tym przypadku jest to ustawa o świadczeniach rodzinnych. Dochód rolnika oblicza
się mnożąc 252 złote razy hektar przeliczeniowy, razy 12 miesięcy -
wyjaśnia. - Jeśli ktoś stara się o zasiłek rodzinny, musi wykazać taki sam
dochód - argumentuje.
Nawet jeśli miałby to być dochód mocno teoretyczny,
czyli "wzięty z sufitu"? - Musimy się trzymać przepisów. Jeśli ustawa tak
zakłada, nie mogę jej kwestionować - tłumaczy pracownica Starostwa
Powiatowego.
Czy takie postawienie sprawy nie oznacza jednak, że przy
podziale unijnych stypendiów dzieci rolników z góry skazane są na niepowodzenie?
Nie dostaną stypendium, bo będą miały za wysokie dochody w rodzinie? - Nie
wiem jak komisja dzieląca stypendia będzie do tego podchodzić - przyznaje
Joanna Stachura. - Czasami jednak tych hektarów przeliczeniowych jest tak
mało, że dochody rodziny rolnika i tak są bardzo niskie. Zwłaszcza jeśli
utrzymuje się ona tylko z ziemi i nie ma żadnych dodatkowych dochodów -
podkreśla pracownica starostwa.