Od września około dwóch tysięcy dzieci będzie uczyć się w domach - podaje RadioMaryja.pl. Do edukacji domowej dzieci zachęcają rodziców m.in. zmiany w programie nauczania i konieczność douczania dzieci w zakresie przedmiotów budujących tożsamość narodowo-obywatelską.
Obecnie z edukacji domowej korzysta ok. 1500 dzieci, a od następnego roku szkolnego będzie ich kilkaset więcej. Jeszcze na początku 2009 r. było ich zaledwie 40-50. By zacząć uczyć dzieci samodzielnie, wystarczy zgoda dyrektora dowolnej szkoły.
Prof. dr hab. Henryka Kramarz z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie mówi, że edukacja domowa jest szansą dla prawidłowej edukacji ludzi młodych. Prof. zaznacza, że od dawna jest zaniepokojona tym, co się dzieje w szkołach.
- Rodzice nie mają żadnego wpływu na programy nauczania, na gruntowność edukacyjną. Dzieci czasami nie osiągają tego, co mogłyby osiągnąć przy prawidłowej edukacji. Rzecz jasna, że wychowanie w domu i edukacja w domu wymaga czasu, także kwalifikacji, więc nie każdy może sobie na to pozwolić, ale jest wielu ludzi, którzy się na to decydują- jestem za tym z całym uznaniem. Dzieci po edukacji szkolnej nie zawsze mają przygotowanie historyczne do życia takie jak należy, a historia jest przedmiotem wiodącym, by zrozumieć współczesność. Żeby zrozumieć dziś, trzeba znać historię i to w sposób prawidłowy. Tym bardziej, że w sposób metodyczny historia jest zniekształcana – powiedziała prof. Henryka Kramarz.
Przewodniczący oświatowej Solidarności Ryszard Proksa zwraca jednak uwagę, że jeszcze w żadnym z krajów Europejskich nie ma takiej sytuacji, w której tak znacząca ilość dzieci uczyłaby się w domach, zamiast w szkołach. Podkreśla, że zasadniczą wadą edukacji domowej będzie to, że dzieci, które nie pójdą do szkoły będę miały problemy w relacjach z innymi ludźmi.
- Ja nie mówię, że ta młodzież będzie gorzej nauczona, ale jaka jest zasadnicza wada tego systemu- nawet, jeżeli ta młodzież będzie miała dużą wiedzę, to będzie to aspołeczny element, który nie będzie się umiał w żaden sposób zasymilować w społeczeństwie, czy z grupą, czy nawet w innych relacjach dwustronnych – Ryszard Proksa.
Prof. Henryka Kramarz argumentuje natomiast, że to iż dzieci nie uczą się razem w szkole nie oznacza, że nie mogą spotykać się ze swoimi rówieśnikami.
- To rodzice uczą dziecko, jak się odnosić do kolegi czy koleżanki. Nauczyciel nawet gdyby chciał, to czasami z dużą grupą dzieci sobie nie radzi, więcej jest więc konfliktów w takich grupach klasowych. Te dzieci wychowywane w domu, mają jakby wielką tęsknotę, potrzebę spotkania drugiego dziecka i to wcale nie oznacza, że to się musi zaczynać w szkole – powiedziała prof. Henryka Kramarz.
9430299
1