Akademik. Pępek studenckiego świata, wylęgarnia anegdot, miejsce wiecznych balang, studenckich miłości i intensywnej pracy na dzień przed sesją. Studenci wybierają go jednak na mieszkanie nie po to, by mieć co wspominać po latach. Raczej dlatego, że jest tani. Nawet o połowę tańszy od stancji "na mieście". Ta sytuacja może się jednak zmienić już od początku zbliżającego się roku akademickiego - pisze "Gazeta Krakowska".
Uchwalony przez Sejm i przekazany do Senatu akt prawny o skomplikowanej nazwie Ustawa o zmianach ustawy o szkolnictwie wyższym (...) likwiduje dopłaty do akademików i stołówek studenckich. Co oznacza, że już od września jedne i drugie mogą podrożeć nawet o sto procent - podaje dziennik. "Studiowanie staje się coraz droższe" - mówi Ola, studentka II roku socjologii w Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszkanka akademika Żaczek. "Jeśli odbiorą mi refundację, a obiady, jak słyszałam, podrożeją o sto procent - jestem co miesiąc 140 zł 'w plecy'. Dla mnie to dużo. Lubię klimat Żaczka, ale już rozmawiamy z koleżankami, czyby nie wynająć w kilka osób stancji na mieście".
"Tak to może wyglądać" - mówi "Gazecie Krakowskiej" Grzegorz Murzański, prezes fundacji "Bratniak", zarządzającej akademikami UJ. Możliwy jest jeszcze bardziej czarny scenariusz. Nowa ustawa zmienia wiele, m.in. nie pozwala już modernizować akademików z funduszu pomocy materialnej dla studentów. Co oznacza, że ich cenę może trzeba będzie podnieść, żeby zapewnić środki na remonty. Druga sprawa to stołówki studenckie. Obiad dla studenta kosztował w nich dotychczas ok. 4 zł. Nowe prawo nie tylko mocno trzepnie studentów po kieszeniach, ale, jestem o tym przekonany, spowoduje upadek tych stołówek. Bo kto będzie tu jechał przez pół miasta z III Kampusu, jeśli za te same pieniądze zje coś w fast foodzie? A już zupełnym kuriozum jest zapis, mówiący o zrównaniu praw stypendialnych studentów dziennych i zaocznych. Liczba uprawnionych wzrośnie nawet trzykrotnie.