W przyszłym roku po raz ostatni nauczyciele mogą przejść na wcześniejszą emeryturę. Z uprawnień może skorzystać ok. 70 tys. pedagogów w kraju - pisze "Gazeta Wyborcza".
"2006 i cześć" - to ostatnio popularne powiedzenie w krakowskich szkołach.
Wzięło się stąd, że tylko do końca 2006 r. nauczyciele będą mogli przejść na
emeryturę po 30 latach pracy. Taką możliwość daje im Karta nauczyciela, a
precyzuje ustawa o emeryturach i rentach.
Mężczyźni, którzy nie zdecydują
się na takie rozwiązanie, będą musieli pracować do 65. roku życia, kobiety - do
60. Na przejście na emeryturę mogą się zdecydować nauczyciele bez względu na
wiek, którzy do 31 grudnia 2006 roku będą mieli 30-letni staż pracy, a w tym 20
lat pracy pedagogicznej. To tzw. praca przy tablicy. Nie wlicza się do tego
okresu ani studiów, ani np. urlopu dla poratowania zdrowia czy
wychowawczego.
ZNP wstępnie szacuje, że w całym kraju przywilejem
objętych jest przynajmniej 74 tys. nauczycieli, czyli 13 proc. wszystkich
zatrudnionych. Bardziej dokładne dane będą pod koniec roku, kiedy związek
przeprowadzi sondaż wśród nauczycieli.
Władze miast i gmin też na razie
tylko szacują liczbę odchodzących. Dla młodych nauczycieli i studentów kierunków
pedagogicznych 2006 rok to magiczna data. To pewne, że po odchodzących
nauczycielach pojawią się w szkołach wolne etaty. W Kielcach może to być nawet
400, a w Krakowie aż 1,5 tys. Lubelscy urzędnicy mówią, że z niektórych szkół
odejdzie nawet co trzeci nauczyciel.
Ewentualny masowy odpływ
wykwalifikowanej i doświadczonej kadry trochę martwi dyrektorów szkół. - W
małych wiejskich szkołach może się zdarzyć tak, że w środku roku szkolnego
[nauczyciele muszą rozwiązać umowę o pracę do 31 grudnia 2006 roku - red.]
może odejść nawet połowa nauczycieli.
- To może spowodować nie
tylko perturbacje dla pracy szkoły, ale także zachwiać płynnością finansową
organu prowadzącego, bo tym ludziom trzeba będzie wypłacić odprawy -
przestrzega prezes ZNP Sławomir Broniarz.