Kilka lat temu Trybunał Praw Zwierząt w Genewie wydał orzeczenie w którym oznajmił, że Polska to kraj najokrutniej traktujący zwierzęta rzeźne w transporcie. Czy coś zmieniło się w tej kwestii ? Niestety niewiele.
Sytuacja na polskich targowiskach jest przerażająca. Brak ochrony zwierząt przed niską temperaturą oraz deszczem czy śniegiem, przeciekające dachy taborów to tylko niektóre niedogodności. Przyczyna wydaje się prozaiczna. Chodzi o brak porozumienia pomiędzy rolnikami a wójtem gminy. Przykładem może być gmina Stanisławów w województwie mazowieckim.
Jest to jedno z wielu targowisk w Polsce, gdzie nie przestrzega się przepisów dotyczących prawidłowego przywozu i sprzedaży zwierząt. Targ otwierany jest o godzinie 8.00, ale samochody ze zwierzętami ustawiają się już wczesnym rankiem.
Dzieją się tu różne rzeczy, zwierzęta te spadały z samochodów miały połamane nogi, także powinien się ktoś tym bardzo zainteresować – mówią mieszkańcy posesji sąsiadujących z targowiskiem. Transport zwierząt nigdy nie był humanitarny i wydaje się, że nigdy nie będzie. Warunki w jakich transportowane są konie i bydło, miała zmienić ustawa o ochronie zwierząt.
No jest źle, wielokrotnie próbowałem rozmawiać z handlarzami, żeby troszkę do tych zwierząt podeszli łagodniej, aby je traktowali mówiąc inaczej, po ludzku, ale otrzymałem parę grubszych, ciężkich słów i na tym się skończyło – twierdzi wójt gminy Wojciech Witczak.
Targowisko w Stanisławowie ma rampy do sprowadzania zwierząt z wozów i powidła z wodą. To już zależy od handlarzy, czy będą zwierzęta poić i sprowadzać z samochodów, a nie zrzucać, czy będą je prowadzać na postronku, a nie przy okazji popychać elektrycznymi pałkami – dodaje wójt.
Spośród 130 skontrolowanych punktów skupu, grubo ponad połowa nie zapewniała zwierzętom odpowiednich warunków. Przekroczenia norm ładunkowych dotyczyły prawie każdego transportu.