Tegoroczna wiosna to dość niskie temperatury i mnóstwo deszczu. Warzywom nie dzieje się z tej racji najlepiej. Ale zdaniem specjalistów, wszystko powinno się z czasem wyrównać.
Deficyt słońca - tak w dwóch słowach można określić to, co funduje nam w ostatnich tygodniach kapryśna aura. Do tego dochodzą chłodne noce i nadmiar wody. Wszystkie te czynniki odbijają się na wzroście nowalijek. Szczypiorek, rzodkiewki i kapusta na razie rosną w Podlaskiem wyjątkowo marnie. Podobny jest los pomidorów i gruntowych ogórków.
Biegli w ogrodniczej materii działkowcy nie wpadają w panikę.
- Oczywiście, że obecna pogoda ma ujemny wpływ na wegetację. Ale jakiś rażących zmian w stosunku do poprzednich lat nie zauważamy. A poza tym o tym, jaki był sezon, będzie można mówić na jesieni, po jego zakończeniu - Adolf Ziuzia z Rodzinnych Ogródków Działkowych "Jaroszówka" jest spokojny. Bowiem natura w takich warunkach kieruje się zasadą - co się odwlecze, to nie uciecze - i przy wyższych temperaturach potrafi szybko nadrobić zaległości.
Na aurę nie chcą narzekać także plantatorzy truskawek i porzeczek. Ci ostatni martwią się nawet, że w tym roku może ich spotkać klęska... urodzaju.
- Przymrozków, które dla porzeczek są zabójcze, w tym roku praktycznie nie było. Liczba zawiązków na krzewach jest ogromna. I ogromna pewnie będzie również liczba owoców - uważa Jerzy Wilczewski, plantator z Białousów. Jego zdaniem na tym nadmiarze konsumenci nie skorzystają, bo dzisiejszy rynek funkcjonuje w taki sposób, że niskie ceny hurtowe nie przekładają się na detaliczne.
Właśnie wysokie ceny warzyw pozwalają wnioskować, że aura źle wpływa na wegetację. Jednak zdaniem sprzedawców winna temu jest nie pogoda, a benzyna. Bo większość warzyw na straganach oraz w sklepach i tak pochodzi albo z innych części Polski, albo z zagranicy.
- U nas okres wegetacyjny jest zawsze dużo krótszy, niż gdzie indziej. I warzywa nie pochodzą od naszych rolników, ale z giełd towarowych. Na te zaś trzeba je dowieść, co przy tych cenach paliwa jest bardzo kosztowne - twierdzi jeden ze sprzedawców z bazaru na Jurowieckiej.
Nie wszyscy jednak śpią spokojnie. Tragiczny rok przewidują pszczelarze. Nie tylko u nas, ale w całej Polsce. Jednym z powodów jest właśnie kapryśna wiosna.
- Pszczoły lubią słońce. Z powodu panującej aury są teraz złośliwe i nie chcą produkować miodu. Chociaż właśnie kwitnie rzepak, to tego miodu, który stanowi jedną trzecią całorocznej produkcji, właściwie nie będzie - Sławomir Bakier, prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Zawodowych, szczerze zapowiada, że efektem będą wysokie ceny. Według niego słodki kryzys spowodowała również długa i bardzo mroźna zima. Dużej liczbie pszczelich rodzin nie udało się bowiem do wiosny dotrwać.
- Ale tu Podlaskie nie wypada jeszcze wcale tak źle. Najtragiczniej jest na południu kraju, gdzie niektórzy pszczelarze stracili w wyniku mrozów nawet połowę rodzin - zdradza.