Karp pieczony z grzybami, smażony, w galarecie, czy w pomidorach to ozdoba wigilijnego stołu. Zanim jednak ze stawu na świąteczny stół trafi, przeżywa częstokroć straszliwą gehennę. Tradycją bowiem jest, iż karp musi do naszych domów trafić żywy.
Proces umierania karpia zaczyna się w momencie, kiedy wyławia się go ze stawu. A później następuje tylko wielokrotnie powtarzana reanimacja – mówi Barbara Kapkowska, inspektor w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami w Białymstoku.
Karp ma się nieźle do czasu
W stawie karp ma się całkiem nieźle.
Jest dobrze karmiony, żeby jego mięso było delikatne i smaczne. Następnie
przechodzi gruntowną płukankę – pływa w czystej, cały czas wymienianej wodzie.
Tuż przed świętami trafia w końcu do sklepów.
W samochodach mamy
zainstalowane baseny. W zależności od wielkości zamówienia w jednym mieści się
od 200 do 500 sztuk ryb – mówi hodowca ryb z Pietkowa.
Zapewnia on, że karpie przewożone są w dobrych warunkach. Dodaje jednak, że słyszał o przypadkach, kiedy ryby, jeśli punkt docelowy jest blisko, transportowane są „na sucho”, czyli bez wody.
Hurtownie i sklepy zaopatrzone są w specjalne pojemniki, w których karpie
mogą być przechowywane przez długi czas. Warunki idealne to takie, kiedy woda
jest często wymieniana i dotelniana. Nie zawsze jednak jest tak
różowo.
Widziałam kiedyś w sklepie pojemnik, który był podłączony do
bieżącej wody i tlenu, ale panował w nim taki ścisk, że ryby i tak nie mogły się
poruszać – mówi B. Kapkowska. – Żywe pływały razem z
martwymi.
Kolejny etap owej gehenny, to transport karpia do naszych
domów.
Męka w reklamówce
Karpie zawijamy w reklamówkę i pakujemy do
drugiej, żeby nie kapało – wyjaśnia sprzedawczyni w jednym z białostockich
sklepów rybnych.
Dobrze, jeśli tą „podduszoną” rybę od razu ukatrupimy. Często jednak musi jeszcze kilka dni lub godzin spędzić w wannie lub wiaderku z wodą.
Nie myślimy o tym, że ta woda jest chlorowana, karp w niej się męczy. A tu jeszcze mydło może wpaść, czy dzieci rybką się pobawią – mówi B. Kapkowska.
Sposobów na zabicie karpia też jest dużo. Idealny, który kończy jego mękę
natychmiast, polega na przecięciu ostrym narzędziem kręgów za głową ryby.
Niestety, niektórzy „wrażliwcy”, których podobne rozwiązania napawają lękiem,
załatwiają to w inny sposób, np. zostawiając rybę w wannie bez wody, aż zdechnie
lub uderzając młotkiem gdzie popadnie.
W takich warunkach karp
umiera długo. Bywa, że po kilku godzinach ryba jeszcze wykazuje oznaki życia
– mówi B. Kapkowska. – Są już na szczęście sklepy, gdzie można kupić karpia
martwego lub mrożonego.
Karp nawet martwy nie traci nic ze swoich doskonałych właściwości smakowych. To tylko nasza tradycja, że powinien być żywy, kiedy go kupujemy – mówi Jan Mozolewski, właściciel hurtowni ryb „Rekin”.