Już za nami czas świąteczny, czas radosny, czas oczekiwania z napięciem na Boże Narodzenie. Już za nami czas wigilijnych wieczerzy, spotkań w rodzinnym gronie i wspólnego kolędowania na pasterce, gdy aż dziwnie mrowienie przebiega po plecach ze wzruszenia. Mamy już Nowy Rok, można by rzec, że pewien etap za nami, pewne sprawy odeszły w zapomnienie i powoli kroczy nowe, a wraz z nim pytania, co ze sobą ów nowy rok przyniesie.
W tym zapatrzeniu w przyszłość, w to nowe, może potrzeba też spojrzeć za siebie. Może należy sobie uświadomić, że dobre budowanie przyszłości jest oparte na solidnym fundamencie przeszłości, na naszej historii.
W tej refleksji u progu Nowego Roku sięgnijmy do tradycji Kościoła, do uroczystości Objawienia Pańskiego popularnie nazywanej uroczystością Trzech Króli. Wydarzenie to ukazuje nam kilka sytuacji i miejsc oraz stawia przed nami pewne postacie, którym warto się przyjrzeć. Trzej Królowie przybywają najpierw do Jerozolimy, wypytując o nowo narodzonego króla żydowskiego. Spotykają się z zaniepokojonym tą sytuacją Herodem. Następnie gwiazda prowadzi ich do Betlejem do Dziecięcia Bożego. Widzimy tutaj dwa miejsca, tak różne od siebie. Jasne Betlejem, ciemna Jerozolima. Biedne Betlejem, bogata Jerozolima. I nasuwa się pytanie, gdzie ja jestem w tym wszystkim. Chcemy do Betlejem iść za gwiazdą tak jak Królowie. Chcemy przekonać się, że Bóg jest wierny, że spełnia obietnice, że jest blisko, że jest dziecięciem. Tylko stawiamy sobie wciąż pytanie, jak przekonać nasze serce, by nie zostawało w Jerozolimie? Jak ucieszyć się sianem, oborą i bydłem wokoło, jak ucieszyć się nowym tak oczekiwanym życiem? A Jerozolima dalej nas kusi zatopiona w modzie i wygodzie, Jerozolima w której dobrze płaca, chociaż trzeba udawać, kłamać i grać. Do Betlejem trzeba po prostu iść, nie oglądać się za siebie z nostalgią za Jerozolimą, jeśli się zatrzymujemy, to Betlejem oddala się, oddala się razem z gwiazdą , która nas prowadzi. Może potrzeba zapatrzeć się w Trzech Królów, którzy uczą nas: konsekwencji, samozaparcia, determinacji w dążeniu do celu.
Należy postawić sobie pytanie czy daleko mamy do tego naszego Betlejem? Na pewno droga przed nami długa i nieprosta, zapewne jednak mamy dość sił, aby dojść. Mamy przecież przed sobą gwiazdę, która nas prowadzi, mamy już narodzonego Chrystusa. Nie martwmy się tym, że może kiedy patrzymy w przyszłość widzimy ciemność, widzimy jeszcze noc. Noc też jest potrzebna, Jezus w nocy nam się narodził i noc pozostawia zawsze nadzieję, nadzieję poranka, nadzieję nowego dnia, nadzieję nowego roku.
Pozostaje pytanie, co ja mogę zaoferować jako dar, który pomoże spojrzeć mi z nadzieją w przyszłość. I nie prawdą jest to, że dar jest nieważny pomaga nam wyrazić naszą miłość i wdzięczność. Powinien być czymś, co wyrazi nas samych, co pomoże nam nakreślić naszą przyszłość, co wyraża nasze życie i ból, a także pragnienie dobra i piękna. Sami dobrze wiemy, jaki to dar, co tak naprawdę możemy od siebie dać i nie bójmy się go ofiarować.
Narodzenie to nie jedna noc ani coroczne święta; to raczej długa droga pełna nadziei. Początek nowego roku to dobry czas, by podjąć decyzję, by wyruszyć w drogę. Jezus naprawdę się narodził i żyje, żyje w nas i pośród nas. Warto Go odnaleźć, pokłonić się, ucałować, płakać ze szczęścia. Jezus, maleńki czy dorosły, potrafi uleczyć każde serce, każdego z nas, dać nadzieję, radość, pokój, spełnić życzenia, dać nowe spojrzenie na naszą przyszłość, na nasze jutro.
Królów było trzech, choć niektóre legendy powiadają, że był też i czwarty król, który przez całe swe życie szukał Chrystusa. Podobnie i my też szukamy Chrystusa nawet czasami nie do końca świadomie. Jednym udaje się to szybciej, inni czasami potrzebują całego życia, aby Go odnaleźć. Nie jesteśmy sami w tej drodze, pamiętajmy że człowiek nie jest samotną wyspą. Ruszajmy więc w ten nowy rok z nadzieję i celem, i świadomością własnego Betlejem, które lepiej pozwoli nam spojrzeć w przyszłość z narodzonym Chrystusem.