Hipermarkety wyciągają rękę do polityków: mogą się zamykać w święta państwowe i religijne, ale w niedziele chcą handlować. Co na to rząd?
Taki kompromis - według handlowców - ma szansę powstrzymać posłów koalicji przed wprowadzeniem ustawowego zakazu pracy w niedziele. Firmy zrzeszone w Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji nie chcą jednak ze swoim pomysłem na razie wystąpić oficjalnie, bo boją się ataku przeciwników sieci handlowych. Czekają, aż projektem ustawy o zakazie handlu w niedzielę zajmie się komisja sejmowa. Ma to zrobić 8 czerwca.
- Być może wtedy zajmiemy stanowisko w sprawie ewentualnego kompromisu - twierdzą przedstawiciele Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Liczą, że komisja weźmie pod uwagę krytyczne opinie prawników o zakazie pracy w niedziele oraz wyniki badania opinii publicznej. Ponad połowa Polaków nie ma bowiem nic przeciwko temu, by sklepy były otwarte w niedziele i święta.
Informacjami o możliwym kompromisie zaniepokojeni są związkowcy z "Solidarności", którzy w kwietniu, w liście otwartym do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zaapelowali o szybkie wprowadzenie zakazu handlu w niedziele.
- Chodzi nam o całkowity zakaz handlu. Nie tylko w dużych, ale i w małych sklepach z wyłączeniem kilku szczególnych przypadków np. aptek, punktów na lotniskach czy dworcach - mówi Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ "Solidarność".
W większości krajów Europy handel w niedziele jest ograniczony lub zakazany, choć na przykład w Irlandii czy w Szwecji jest podobnie, jak w Polsce - panuje całkowita wolność.
Największe sieci handlowe zatrudniają po kilkanaście tysięcy pracowników. Obroty sięgają kilku miliardów złotych rocznie. Szefowie sieci twierdzą, że zakaz handlu w niedziele zmniejszyłby przychody o 10 15 procent, zmuszając do redukcji zatrudnienia o tyle samo.