Ponad siedemdziesiąt tysięcy złotych wypłacił już Skarb Państwa hodowcom z województwa, za szkody wyrządzone przez wilki. To jednak nie koniec takich wypłat, bo drapieżniki wciąż atakują, zwłaszcza w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Owce giną, a wilki nadal korzystają z ustawowo zagwarantowanej ochrony gatunku.
Schyłek lata i jesień to najcięższy okres dla hodowców owiec, kóz i bydła. Stada stają się łatwym łupem wilczych watah, które uczą swoje młode polować. Instynkt łowiecki u drapieżników bierze górę nad strachem przed psami pasterskimi a nawet ludźmi. Wilki atakują perfekcyjnie. W ciągu godziny są w stanie zagryźć nawet kilkanaście owiec. Tak jest na przykład na stokach Chryszczatej. Tutaj swoje stada kóz i owiec wypasa Grzegorz Sowa. Wilki zagryzły mu już 23 owce.
W Polsce wilki są pod ochroną. Zezwolenie na ich odstrzał może wydać jedynie minister środowiska. W ciągu czterech lat wojewoda podkarpacki dwukrotnie zwracał się o zezwolenie na odstrzał tych drapieżników, które atakują stada. W roku 2000 minister zezwolił na odstrzał 10 wilków, ale ograniczenia były tak rygorystyczne, że nie zastrzelono żadnego. W ubiegłym roku decyzja ministra była już odmowna.