Kończą się pieniądze z Brukseli. To oznacza mniej inwestycji publicznych, które napędzały gospodarkę. Za dwa lata wydatki na drogi spadną z dzisiejszych 33 mld zł do 13. Zapaść najbardziej odczują średnie i małe firmy.
Firmy, głównie budowlane, przygotowują się na radykalne zmniejszenie funduszy z UE w latach 2013 – 2014 na inwestycje publiczne. Zakręcenie kurka z unijnymi pieniędzmi wpłynie negatywnie na nasz rynek pracy i wzrost gospodarczy. Etatów będzie mniej, a wzrost PKB niższy od zakładanego.
Dziura w latach 2013 – 2014 wynika z tego, że kończą się pieniądze z jednego unijnego budżetu – zakontraktowaliśmy już 185 z 270 mld zł z przyznanej nam pomocy – a z kolejnego kurek dopiero zostanie odkręcony. W przypadku dróg będzie to radykalna jazda w dół. W tym roku na ten cel wydamy 33 mld zł, w kolejnym o 3 mld zł mniej. Za to już rok 2013 przyniesie prawdziwe załamanie. Ubędzie 20 mld zł. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, że sytuacja poprawi się w 2014 roku.
Z tego powodu firmy już teraz planują wyjścia awaryjne. Ponad połowa zamówień Polimexu-Mostostalu wycenianych na przeszło 10 mld zł pochodzi z kontraktów drogowych. Ale Konrad Jaskóła, szef spółki, podkreśla, że w najbliższych latach jego firma poszuka zarobków także w energetyce. – To jeden z najbardziej rozwojowych obszarów gospodarki – mówi. W grę wchodzą kontrakty na blisko 30 mld zł.
Podobną strategię przyjmuje Budimex. Oprócz energetyki chce rozbudowywać i remontować infrastrukturę kolejową. W związku z opóźnieniami w wykorzystaniu funduszy na ten akurat cel nadal będą one napływać z Brukseli. Budimex kupił już od PKP Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury. Jednocześnie firma myśli o wyjściu poza branżę budowlaną. – Chcemy wejść w gospodarkę odpadami, od odbioru przez składowanie po utylizację – mówi rzecznik firmy Krzysztof Kozioł.
Inna strategia to ucieczka poza Polskę. – Na wschodzie ruszą duże projekty związane z olimpiadą w Soczi w 2014 i Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej w Rosji w 2018 roku. Tam nasze firmy drogowe mogą zdobywać rynek – mówi prezes Lotosu Asfalt Leszek Stokłosa.
O ile wielkie przedsiębiorstwa zapewne poradzą sobie, kłopoty mogą mieć podwykonawcy. – Najbardziej odczują zapaść średnie i małe firmy. Duże poszukają miejsca w innych segmentach rynku, a te zagraniczne zamkną oddziały w Polsce i pójdą gdzie indziej – mówi Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Bez względu na pomysłowość menedżerów gospodarka odczuje skutki zmniejszenia wydatków. Mniejsze inwestycje publiczne oznaczają wolniejszy wzrost i mniej miejsc pracy. – Przez ostatnie kilka lat inwestycje publiczne były silnym czynnikiem napędzającym rozwój. Zwiększają wydajność całej gospodarki, nie tylko branży budowlanej – podkreśla dr Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. Rząd zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale przy wymogu utrzymania dyscypliny finansowej ma bardzo wąski margines swobody.
6591222
1