Klęska powodzi dotknęła w tym roku aż 19 gmin. Woda pozbawiła ludzi mieszkań, budynków inwentarskich, zwierząt, zniszczyła uprawy. W sumie ucierpiało 124 tys. gospodarstw. Niektórzy rolnicy pozostali zupełnie bez środków do życia. Państwo obiecało wszechstronną pomoc. Jak dziś żyją powodzianie? Jak sobie radzą na początku zimy?
Z informacji płynących z kraju wynika, że każdy poszkodowany jakąś pomoc otrzymał. Jednak najczęściej wystarczyła ona wyłącznie na przetrwanie. Z myślą o rolnikach powodzianach przygotowano kilka linii kredytowych i wprowadzono nowe warunki uzyskania pożyczek. Podwyższono też poziom uzyskania refundacji (do 80%) kosztów dla osób z terenów powodziowych, które chcą skorzystać ze wsparcia w ramach działania „Różnicowanie działalności w kierunku nierolniczym”. Najpoważniejszą formą pomocy są pieniądze z PROW, z działania „Przywracanie potencjału produkcji rolnej zniszczonego w wyniku wystąpienia klęsk żywiołowych”. Wsparcie to polega na zwrocie 90 proc. kosztów kwalifikowanych poniesionych przez rolnika, który postanowił odtworzyć produkcję rolną w swoim gospodarstwie. Limit wynosi 300 tys. zł na gospodarstwo. Na ten cel ARiMR przeznacza 400 mln zł. Oblicza się, że może z tego skorzystać 4 tys. gospodarstw (przy średniej 100 tys. zł/ gospodarstwo). W pierwszej turze złożono 760 wniosków. Tylko 760, ponieważ warunki otrzymania tej pomocy były zbyt ostre. Jednak nawet z tymi, którzy złożyli wnioski agencja jeszcze nie podpisuje umów. Powodem są nieprecyzyjnie oszacowane straty. A w konsekwencji brak odpowiednich opinii potrzebnych do przyznania pomocy. Agencja ogłosiła więc nowy nabór wniosków. Będzie również możliwość uzyskania 50 proc. zaliczki ale rolnicy nie mają pieniędzy na drugie 50 proc. kosztów. Poza tym banki udzielające zaliczki żądają prowizji i gwarancji. Dlatego na pomoc z tego programu stać wyłącznie najbogatszych.
--------------------
Rolnicy skarżą się też, że mieli problemy z otrzymaniem pierwszej pomocy, czyli 2 tys. zł dla gospodarstw do 5 ha, i 4 tys. zł. dla większych niż 5 ha. Tego wsparcia nie otrzymało wielu rolników na Podkarpaciu i województwie świętokrzyskim, gdzie właścicielami gospodarstw są tzw. dwuzawodowcy, którzy nie są ubezpieczeni w KRUS. A to był jeden z warunków. Połowę tych sum otrzymali ci, którzy nie mieli ubezpieczonych upraw i zwierząt. Brak tych ubezpieczeń spowodowany był najczęściej tym, że składki są wysokie. Poza tym firmy niechętnie ubezpieczały rolników na terenach zalewowych. Teraz aby zmienić tę sytuację rząd proponuje nowe warunki zawierania umów. Mają one zachęcać i rolników i firmy. Stawki polis miałyby wzrosnąć do 8 proc. Państwo ma płacić aż 65 proc. polisy. Wystarczy jedna umowa by ubezpieczyć się od różnych klęsk. Teraz na każda trzeba wykupić oddzielną polisę. Zmiany są rewolucyjne, ale już dziś widać, że niebezpieczne. Dotychczas część składki płacił rolnik, część pokrywało państwo. W przyszłości rolnik ma płacić całość i czekać na refundację rządu. A może być tak, że nie dla wszystkich refundacji wystarczy. Poza tym, ubezpieczenie będzie działać dopiero wówczas, gdy szkody pochłoną jedną trzecią plonów. A to żaden interes dla rolnika. I chyba dla państwa.
W „Tygodniu” ocenimy jak rzeczywiście wygląda rządowe wsparcie dla powodzian, zapytamy o szanse rolników z zalanych terenów na odbudowę zniszczonych przez powódź gospodarstw i o to czy nowy projekt rządu na rozszerzenie ubezpieczeń rolnych jest pomysłem trafionym, a więc czy warto wydawać państwowe pieniądze na coś z czego rolnicy raczej nie skorzystają?
Zapraszamy do oglądania „Tygodnia” w najbliższą niedzielę, 12 grudnia, o godz.8.00. Jak zawsze w Programie I.
9339327
1