SARS (zespół ostrej niewydolności oddechowej) było groźniejsze od ptasiej grypy, a jednak pandemii udało się uniknąć. Nie ma więc powodu, aby w przypadku ptasiej grypy było gorzej - uspokaja konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Andrzej Gładysz z Kliniki Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej we Wrocławiu.
SARS zaatakowało nagle w 2002 roku. Ludzie zarażali się wzajemnie podczas jazdy windą, podróży samolotem. Na początku nie było wiadomo, co to za choroba, czym wywołana, ani jak ją leczyć. Atakowała masowo - po kilkanaście-kilkadziesiąt osób naraz. Wyrwała się też ze swego dalekowschodniego ogniska. Dotarła do Ameryki Północnej, Europy, Australii. Nie wiadomo było, jak ją diagnozować. W porównaniu z SARS, ptasia grypa wydaje się mniejszym zagrożeniem – przekonuje prof. Gładysz.
Ptasia grypa to choroba zwierząt, wywoływana przez wirusa (pokrewnego wirusowi grypy ludzkiej) - choć czasem atakującego człowieka, to jednak niezdolnego do rozprzestrzeniania się między ludźmi. SARS natomiast już od momentu identyfikacji zagrożenia rozprzestrzeniał się między ludźmi bardzo sprawnie.
SARS wywołany był przez wirusa powstałego w wyniku rekombinacji zarazka zwierzęcego z koronawirusem ludzkim, wywołującym przeziębienia. W przypadku ptasiej grypy możemy dopiero mówić o pewnym ryzyku takiej rekombinacji. Prawdopodobieństwo, że do niej dojdzie, nie wydaje się wysokie. Wiemy w dodatku, jak je zmniejszyć. Najprościej zapobiegać kontaktom zagrypionych ludzi z zakażonym ptactwem – wyjaśnia ekspert.
Jego zdaniem, ewentualny kontakt chorego na grypę człowieka z zakażonymi ptakami nie musi oznaczać, że dojdzie do rekombinacji wirusów. Co więcej, nawet gdyby do niej doszło, prawdopodobieństwo powstania "superwirusa" jest znikome. Może się też zdarzyć, że powstanie wirus niegroźny, mający na swej powierzchni białka identyczne z wirusem groźnym. W takim przypadku infekcja wirusem "łagodnym" działałaby jak szczepionka przeciw temu, śmiercionośnemu.
Porównując sytuację epidemiologiczną SARS i ptasiej grypy, docenić warto też fakt, że jeszcze nim wybuchła ptasia epidemia, wiemy już jak ją leczyć. W przypadku SARS, lekarz działać musiał na oślep – zauważa ekspert.
Współczesna farmakologia oferuje dwa środki przeciwwirusowe najnowszej generacji: oseltamivir w tabletkach i zanamivir do inhalacji oraz dwa leki starsze: amantadynę i rymantadynę. Wiele wskazuje też na to, że w przypadku epidemii możliwe będzie (w ciągu kilku tygodni) uruchomienie produkcji szczepionki przeciw pandemicznemu wirusowi. Obecnie prowadzone są badania specyfiku.
Gotowość natychmiastowej produkcji szczepionek - w sytuacji awaryjnej - deklaruje francuski Sanofi-Pasteur. Dwie kolejne firmy farmaceutyczne obecne na polskim rynku - GlaxoSmithKline oraz SolvayPharmaceuticals - w najbliższych miesiącach uruchomią fabryki szczepionek, w których produkcja uniezależniona będzie od dostaw jaj kurzych, na których zazwyczaj hodowane są wirusy do produkcji szczepionek.
Produkcja odbywać się będzie w oparciu o kultury tkankowe. Będzie tańsza niż dzisiejsza. W razie potrzeby dostarczymy nawet kilka milionów dawek specyfiku miesięcznie. Pozwoli to zatrzymać epidemię w jej ognisku – informuje osoba z kręgów bliskich kadrze menedżerskiej jednego z producentów.
Tym, co odróżnia ptasią grypę od SARS, jest - przynajmniej dziś - przewidywalność środowisk, w jakich choroba ma szansę się pojawić. SARS "nie wybierał ofiar", ptasia grypa atakuje zaś tylko przez zainfekowany drób, a więc niemal wyłącznie hodowców ptaków. To bardzo ważne. W przypadku SARS na chorobę zapadał personel medyczny mający kontakt z chorymi. Po pewnym czasie zarażał innych. Na obecnym etapie takiego zagrożenia ze strony ptasiej grypy brak – pociesza prof. Gładysz.
Zdaniem eksperta, medialna "ptasia gorączka" jest nieuzasadniona. Jedynym jej pozytywnym skutkiem może być wzrost świadomości społeczeństwa na temat "zwykłej" grypy oraz zalet jej profilaktyki.