Od dziś obowiązuje zakaz eksportu produktów roślinnych do Rosji. Nieoficjalnie zakaz widocznie już obowiązuje od kilku dni - bo na przykład wczoraj rosyjskie służby cofnęły z przejścia w Bezledach ciężarówkę z przyprawami. Eksporterzy liczą straty, politycy usiłują dojść do porozumienia, a co na to wszystko rolnicy?
W gospodarstwie państwa Olewińskich z Garzewka koło Jonkowa jest sześćdziesiąt siedem krów. Hodowcy pogodzili się już z tym, że sprzedawanie ich na mięso nie ma sensu, bo ceny, między innymi dzięki embargo, spadają. Pogodzili się również z coraz niższymi cenami produktów roślinych, gdzie również zakaz eksportu do Rosji nie jest bez znaczenia. Teraz boją się, że padnie na mleko.
Jest obawa taka, że zablokują i mleko, i że te ceny jeszcze bardziej spadną - powiedział Krzysztof Olewiński, rolnik z Garzewka
Zakazu eksportu mleka albo jakichkolwiek innych produktów teraz już trudno wykluczyć. I ta niepewność właśnie zmusza rolników do poszerzania działalności.
Niestety o przyszłość martwią się również sadownicy, choćby dlatego, że do Rosji sprzedawali dotychczas dużą część produkcji jabłek. Ale oni są bardziej skłonni uwierzyć w wersję, że zakaz eksportu owoców to polityczny prztyczek w nos - tak mówi logika rynku, bo nie tylko Polska jest tu uzależniona od Rosji, ale i na odwrót.
Żadna logika nie przekonuje eksporterów do ryzyka. Teoretycznie zakaz jeszcze nie obowiązuje - a na granicy już zmalał ruch.