W ponad 100-osobowej wsi tylko jeden rolnik ma krowy, konia nie ma już nikt. Milionerom inwentarz niepotrzebnyPrzed trzydziestu laty pan Michał dostał od ojca pięć hektarów w podłódzkim Konstantynowie. Nie chciał uprawiać pola. Na dodatek brat dostał malucha i wyjechał do szkoły w Poznaniu. - Ktoś musi zostać na roli - tłumaczył ojciec, ale braci nie pogodził. Dziś pan Michał jest milionerem - podzielił gospodarkę na działki budowlane i sprzedał. Zarobił ponad 2 mln zł.
Inna podłódzka wieś - Eufeminów. 120 mieszkańców, ale tylko jeden rolnik ma krowy, a trzech hoduje świnie. W całej wsi nie ma konia. Roi się zaś od okazałych domów. - Mamy urocze tereny, nie dziwię się, że łodzianie chcą się tu budować - mówi Zbigniew Janeczek, sołtys gminy Eufeminów.
Podobnie jest w okolicach Aleksandrowa Łódzkiego. Kiedy okazało się, że zainwestuje tu Procter & Gamble, ceny ziemi skoczyły o 100 proc. W 2004 r. gmina uchwaliła nowy plan zagospodarowania przestrzennego. - Uwzględniliśmy wszystkie wnioski mieszkańców, którzy chcieli przekształcić ziemię rolną na budowlaną - mówi Krzysztof Appel z ratusza w Aleksandrowie Łódzkim.
Dzięki temu ilość ziemi budowlanej w 27-tysięcznej gminie zwiększyła się o prawie 20 ha. - Teraz dostajemy dużo próśb o podział ziemi na mniejsze działki. Też idziemy mieszkańcom na rękę - dodaje Appel.
W okolicach Łodzi prawie nie ma już rolników. Pola uprawne zmieniają się w działki budowlane, na których powstają domy. - Chętnych na zakup ziemi nie brakuje - przyznaje Piotr Szafarowski, który sam sprzedaje działki, m.in. w Rąbieniu i Rudzie Bugaj. Cena - ok. 100 zł za m kw. Niektórych działek nie można obejrzeć - na razie to pole, na którym rośnie kukurydza, nie ma drogi dojazdowej. - Ale są już przekształcone w budowlane. Ścinamy kukurydzę i można się budować - zachęca pan Piotr. - Uprawiających ziemię to w Rąbieniu już nie ma. Chyba tylko jedna rodzina hoduje chryzantemy.
Wielu rolników dorobiło się na ziemi milionów. Średnia cena działek pod Łodzią to 80-120 zł za m kw. Swój pierwszy milion zarobi zatem rolnik, który sprzeda już hektar ziemi. To nie dużo, bo gospodarstwa rolne są, czy raczej były, dużo większe.
Szafarowski nie chce mówić o pieniądzach. Planuje tylko zabrać rodzinę na dalekie wakacje. Ale na razie nie ma na to czasu. - Ciągle kupuję ziemię, by za kilka lat ją sprzedać - zdradza. Jego zdaniem grunt to dobra inwestycja, choć długofalowa. Czasem sprzedaż z zyskiem możliwa jest dopiero po kilkunastu latach.
Na zainteresowaniu ziemią korzysta też Agencja Nieruchomości Rolnych, która jest największym w Polsce właścicielem gruntów. W ciągu trzech kwartałów tego roku sprzedała 76,8 tys. ha gruntów. Od początku 2004 r. - już prawie 400 tys. ha.
Co roku w prywatne ręce trafia nieco powyżej 100 tys. ha (od 102 tys. ha w 2003 do ok. 110 w tym roku). Chętnych nie brakuje, ograniczeniem jest brak czasu. Co roku agencja organizuje tysiące przetargów. Każda sprzedaż wymaga ogłoszenia, wykonania operatu szacunkowego, licytacji, a potem podpisania aktu notarialnego. Dlatego większa sprzedaż jest niemożliwa. Poza tym agencja nie pozbywa się gruntów, które "rokują". Jeśli są bardzo dobrze położone i w przyszłości może się nimi zainteresować inwestor, nie trafią na licytację.
Mimo to cena ziemi od ANR rośnie bardzo szybko. - Średnia za hektar gruntu rolnego przekroczyła już 10 tys. zł. W ciągu ostatnich 12 miesięcy wzrosła o 36 proc. - mówi Grażyna Kapelko z ANR.
Najszybciej rośnie cena gruntów stosunkowo niewielkich, nieprzekraczających hektara. To łakomy kąsek dla osób, które kupują je z myślą o postawieniu siedliska czy domku letniskowego. Dlatego średnia cena gruntów do hektara przekroczyła już 17,5 tys. zł.
Zdarza się też, że o te położone przy utwardzonej drodze toczą się zacięte bitwy. - Kilka lat temu do przetargu stawała jedna, góra dwie osoby. W tej chwili wadium wpłaca ośmiu-dziesięciu chętnych - potwierdzają pracownicy ANR. - A podczas licytacji są w stanie niemal podwoić cenę ziemi.
6459046
1