Echa największego bankructwa w Europie. Włoski koncern spożywczy Parmalat po prawie dwuletniej nieobecności wraca dzisiaj na giełdę w Mediolanie. Zniknął z niej po ogłoszeniu w grudniu 2003 roku bankructwa. W kasie firmy brakowało 15 mld euro.
Giełda mediolańska podała w komunikacie, że do notowań zostało dopuszczone 1,6 mld akcji o wartości nominalnej 1 euro każda. Analitycy Lehman Brothers wycenili jedną akcję na 2,44 euro.
Atmosferę dodatkowo podgrzał we wtorek Luciano Sita, prezes grupy spożywczej Granolo. Odwieczny konkurent Parmalatu planuje bowiem przejęcie włoskiej części koncernu. Sita potwierdził, że w tej sprawie trwają już rozmowy z rządem. Przejęcie oznaczałoby objęcie przez jedną firmę 60 proc. włoskiego rynku przetworów mlecznych. Nie wiadomo, jak taki pomysł przyjmie Komisja Europejska.
Jednak wielu włoskich publicystów opowiada się za połączeniem firm. Los Parmalatu stał się bowiem sprawą prestiżową. W jego akcjach oszczędności, często całego życia, ulokowało 135 tys. drobnych inwestorów. Bankructwo było szokiem dla opinii publicznej. Koncern działał w 30 krajach świata. Zatrudniał 35 tys. osób. W 2002 r. jego obroty wyniosły 7,6 mld euro. Skąd zatem taki finał?
Anatomia upadku
Parmalat miał kłopoty od lat. Jego historia przypomina efektowne bankructwo amerykańskiego Enronu. W obu koncernach kierownictwo ignorowało informacje o problemach finansowych. Jeśli brakowało pieniędzy, po prostu preparowano dokumenty, żeby wszystko się zgadzało. Fałszowano je często w prymitywny sposób przy użyciu ksero i faksu. Dzięki podrobionym dokumentom Parmalat wykazywał m.in. 5 mld euro na lokatach na Kajmanach.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2003 roku Bank of America wystąpił do koncernu o wykup obligacji wartych 150 mln euro. Okazało się jednak, że Parmalat nie ma żadnych pieniędzy, a miliardowe lokaty nigdy nie istniały.
Parmalat z hukiem zbankrutował. Rząd ustanowił zarząd komisaryczny i kierowanie koncernem powierzył Enrico Bondiemu. Cały czas jednak rosła suma strat koncernu i dziś szacowane są one na min. 15 mld euro. Gdzie podziały się te pieniądze? Tego nadal nikt nie wie. Wiele kontroli wykazało, że zyski wielu firm grupy Parmalatu były przekierowywane do spółek należących do rodziny byłego prezesa Calisto Tanziego. Jego rodzina kontrolowała 51 proc. udziałów koncernu.
Zarządzany przez Bondiego Parmalat radzi sobie coraz lepiej. Do lipca tego roku miał wpływy na poziomie 2,18 mld euro. O 2 proc. więcej niż w tym samym okresie 2004 roku. Zysk brutto wzrósł ze 156,2 do 167,5 mln euro.
Wszyscy pod sąd
Bondi rozpętał też prawdziwą burzę w sądach. Obecnie toczy się proces przeciwko 15 osobom z byłego kierownictwa firmy. Jest wśród nich prezes Calisto Tanzi. Oskarżone zostały także firmy audytorskie Grant Thorton i Deloitte & Touche, które latami sprawdzały bilanse koncernu i nigdy nie wykryły żadnych nieprawidłowości. W czerwcu w odrębnym postępowaniu za ukrywanie informacji i fałszowanie dokumentów skazano na kary dwóch i pół roku więzienia kilkunastu byłych menedżerów.
Dwa dni temu Parmalat złożył także pozew przeciwko bankowi Credit Suisse First Boston. Żąda w nim odszkodowania 7,1 mld euro. Otwiera on dopiero listę wielkich banków, które także mają być pozwane. Bondi oskarża je o to, że wiedziały o złej kondycji koncernu i zmuszały go do współpracy na gorszych warunkach. Znając sytuację Parmalatu, nadal emitowały jego obligacje. Stracili na tym tylko ich nabywcy. Co więcej, Bondi uważa, że banki najpierw udawały, że nie wiedzą o kłopotach koncernu, a w grudniu 2003 r. celowo przyspieszyły proces jego upadku.
Wkrótce do sądu trafią kolejne pozwy, m.in. przeciwko Citigroup, Morgan Stanley i Deutsche Bankowi. Najwyższych odszkodowań, po 10 mld euro, Parmalat żąda od Citigroup i Bank of America. Te jednak zgodnie odrzucają oskarżenia i odmawiają komentarza.
Jednak Morgan Stanley zawarł już jedną ugodę z Parmalatem. Za wyemitowane obligacje Parmalatu warte 300 mln euro amerykański bank zwróci wierzycielom koncernu 155 mln euro.
Bondi skierował też do sądu oskarżenie przeciwko agencji ratingowej Standard & Poor's. Długo nie zmieniała ona ocen koncernu, po czym dwa dni przed bankructwem obniżyła mu ocenę o dwa stopnie. Włoskie gazety już wcześniej publikowały szczegóły korespondencji pomiędzy analitykami agencji. Przewidywali oni, że Parmalat może stać się kolejnym Aholdem, a nawet Enronem. Mimo to nie zmieniali mu ocen.