Jesteśmy gotowi do rozmów z Rosjanami. Chcemy im przedstawić nasze nowe, ostrzejsze procedury kontrolowania eksportu polskich produktów na teren federacji. Czekamy tylko na wyznaczenia daty spotkania – mówi Krzysztof Jażdżewski, główny lekarz weterynarii.
Wczoraj minister spraw zagranicznych Stefan Meller wręczył w Moskwie list naszego ministra rolnictwa z prośbą o pilne spotkanie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem. Rosjanie, zakazując eksportu naszych produktów mięsnych i roślinnych, zarzucili Polsce masowe łamanie prawa i wwożenie żywności na podstawie sfałszowanych świadectw weterynaryjnych i fitosanitarnych. Polska przyjęła do wiadomości te zarzuty, chociaż - jak powiedział wczoraj wiceminister rolnictwa Lech Różański - Rosjanie zastosowali bardzo drastyczne środki nieadekwatne do sytuacji i nie dali nam czasu na wyjaśnienie przypadków fałszowania świadectw. Rząd chce szybko przekonać Moskwę, że to, co było, już się nie powtórzy. - Chcemy poinformować stronę rosyjską, że rozszerzamy kontrolę eksportową - mówi dr Jażdżewski, który wraz z ministrem rolnictwa wybiera się do Moskwy na rozmowy. Do tej pory świadectwo eksportowe potwierdzał tylko powiatowy lekarz weterynarii, teraz dodatkowo będzie to robił też lekarz wojewódzki. Ponadto do kontroli zostaną włączone służby celne na granicy, które dotychczas nie sprawdzały zgodności transportu ze świadectwami weterynaryjnymi. Wytwórnia Papierów Wartościowych wydrukuje nowe wzory świadectw trudne do podrobienia.
Zarzuty strony rosyjskiej dotyczyły sfałszowania świadectw weterynaryjnych (firma z Tarnowa) i niezgodności między tym, co było napisane na świadectwie z eksportowanym produktem (trzy zakłady: z Lublina, Mazowsza i Wielkopolski). Strona rosyjska najpierw ostrzegła nasze służby weterynaryjne, że na jej rynek trafia "podejrzane" mięso, a następnie po tygodniu zamknęła całkowicie granice dla mięsa pochodzącego z Polski. Najpoważniejszy zarzut dotyczył firmy z Tarnowa, jednak okazało się, że była ona niewinna. Prokuratura w Tarnowie, która od razu po poinformowaniu nas przez Rosjan wszczęła śledztwo, stwierdziła, że świadectwa weterynaryjne, na podstawie których rosyjski importer przewiózł mięso przez granicę, były sfałszowane - zakład w Tarnowie ich nie wystawił i mięsa nie eksportował. Ktoś się podszył pod nazwę zakładu. Kto? Nie wiadomo, bowiem nasza prokuratura nie ma możliwości wypytania rosyjskiego importera, od kogo kupił mięso.
Sprawa zakładu w Lublinie, który oskarżono o niezgodność eksportu ze świadectwem, już została wyjaśniona. Jak twierdzi dr Jażdżewski, była to prozaiczna pomyłka, o której został uprzedzony rosyjski rezydent w Warszawie, który potwierdza świadectwa eksportowe.
Zakład w Wielkopolsce wysyłał towar zgodny ze świadectwem, jednak w trakcie transportu do granicy w Terespolu ktoś majstrował przy mięsie. Bada to teraz prokuratura.
Na pewno przestępstwo popełniła firma z Mazowsza, która pod własną marką wysłała do Rosji towar pochodzący z innego zakładu. Decyzją powiatowego lekarza weterynarii zakład stracił już uprawnienia eksportowe.