Polska szlachecka piła tokaje i inne wina słodkie, w końcu byliśmy krajem miodu - mówi "Rzeczpospolitej" znawca win Sławomir Chrzczonowicz.
Jak dodaje, choć Polacy rozpropagowali na świecie tokaje, to Węgrzy niekoniecznie mieli powody, by nosić nas na rękach. Często musieli bowiem odmawiać innym kontrahentom, mówiąc, zgodnie z prawdą, że Polacy wszystko wykupili - wskazuje.
Dochodziło do tego, że nasi kupcy kupowali tokaje na pniu, dosłownie na pniu, bo z winogron, które jeszcze rosły - podkreśla Chrzczonowicz.
W Polsce nie tylko pito, ale też robiono wino. Jak zauważa znawca win, już kroniki Al-Idrisiego z XII wieku mówią, że Kraków obfituje w liczne ogrody i winnice. Należy pamiętać, iż wówczas było cieplej, a ochłodzenie przyszło dopiero w XVI-XVII wieku - dodaje.
Krzyżackie kroniki wspominały o winnicach pod Grudziądzem i Toruniem; najlepsze warunki były zaś pod Sandomierzem - mówi.
Dopiero potem, za Jagiellonów zyskaliśmy winnice na Dzikich Polach, więc te w środkowej Polsce zaczęły upadać, bo klimat się ochłodził, i wino z importu było tańsze niż rodzime - wyjaśnia Chrzczonowicz.