"To jest druga Polska - ocenia się, że 800-tysięczna diaspora opuściła kraj od czasu przystąpienia Polski do UE w 2004 r. Ten exodus to jedna z największych migracji Europejczyków od lat 50." - pisze w poniedziałkowym wydaniu amerykański dziennik "New York Times".
Polska pielęgniarka startuje w wyborach do parlamentu Islandii, związki zawodowe w Wlk. Brytanii tworzą specjalne sekcje dla polskich robotników, kościół katolicki w Irlandii przeżywa renesans pod wpływem wiernych z Polski, a w całej Europie pojawiają się polskojęzyczne gazety - wymienia przejawy emigracji Polaków "New York Times".
Dziennik ocenia, że ten exodus wywołuje dotkliwy niedobór siły roboczej w Polsce. Może to utrudnić wykorzystanie funduszy otrzymywanych z UE, zwłaszcza na budowę dróg, z powodu braku pracowników fizycznych.
Komentatora gazety zadziwia ten stan rzeczy. Polska gospodarka przecież kwitnie, a choć bezrobocie jest na najwyższym poziomie w UE, pracowników na niektóre stanowiska znaleźć nie można. Istnieją podejrzenia, że wiele osób, choć są zarejestrowani jako bezrobotni, w rzeczywistości pracuje... tyle, że zagranicą.
Dziennik przytacza opinię polskich ekspertów, obarczających winą za obecny stan rzeczy wadliwy system edukacyjny, który nie zdołał w latach 90. wykształcić odpowiedniej liczby wykwalifikowanych inżynierów.
Brak siły roboczej w niektórych gałęziach gospodarki, np. w stoczniach, jest tak dotkliwy, że niewiele brakuje, aby to bezrobotni z północnych Niemiec przyjeżdżali do Polski pracować przy remontach i budowie statków - zauważa gazeta.
Dotychczas nie pomogły nawet specjalne systemy zachęt dla odpowiednio wykwalifikowanych obcokrajowców. Choć Polska wydała w ubiegłym roku ponad 10 tys. pozwoleń na pracę dla ludzi zza wschodniej granicy, wykorzystano jedynie nieco ponad 3 tys.
"New York Times" diagnozuje, że winę za obecny stan rzeczy ponoszą zbyt wysokie koszty pracy, przy których nie opłaca się zatrudnić nawet tanich skądinąd pracowników ze Wschodniej Europy.