W Polsce spożycie wołowiny jest trzykrotnie mniejsze niż w krajach Unii Europejskiej. Wołowina jest relatywnie droga i w dodatku w Polsce; nie ma tradycji jej spożycia - poinformowała PAP dr Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
W Polsce spożycie wołowiny jest trzykrotnie mniejsze niż w krajach Unii Europejskiej. Wołowina jest relatywnie droga i w dodatku w Polsce; nie ma tradycji jej spożycia - poinformowała PAP dr Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
- W 2003 roku w Polsce spożycie wołowiny wyniosło 5,8 kg na w przeliczeniu na jednego mieszkańca (z cielęciną 6,6 kg na osobę) podczas gdy w Unii wyniosło średnio 19,5 kg - powiedziała Świetlik.
Podkreśliła, że w tym samym czasie Polacy skonsumowali 41,2 kg wieprzowiny na osobę i 20 kg drobiu.
Ekspert wyjaśnia niskie spożycie mięsa wołowego tym, że w Polsce nie ma kulinarnej wołowiny tj. takiej, która nadawałaby się na przyrządzenie posiłków obiadowych.
- U nas produkcja bydła jest nastawiona na produkcję mleka, nie ma hodowli bydła ras mięsnych i jakość tego mięsa jest gorsza niż w krajach unijnych - powiedziała.
- Polska wołowina to jest mięso przerobowe nadające się doskonale jako dodatek do produkcji wędlin - wyjaśniła.
Świetlik podkreśliła, że w ostatnich latach spadło pogłowie bydła i produkcja mięsa, więc jego cena poszła do góry. Wzrost cen spowodował spadek popytu. A na to równocześnie nałożył się wzrost produkcji i spadek cen mięsa drobiowego i obniżenie się dochodów ludności.
Wołowina jest także mniej atrakcyjna cenowo i jakościowo od wieprzowiny i drobiu. - Polacy zawsze tradycyjnie preferowali wieprzowinę - dodała.
Z badań Świetlik wynika, że w przypadku zakupu mięsa surowego, gospodynie najchętniej kupują drób, gdyż może on zaspokoić wymagania konsumenta bardziej wyrafinowanego (np. piersi) i mniej zamożnego (skrzydełka, korpusy itp.).
Według niej, nie należy liczyć na razie na wzrost spożycia wołowiny, gdyż musiałaby być ona dużo lepszej jakości tj. pochodzić od bydła mięsnego, tj byłaby dużo droższa.
- A więc wzrost popytu byłby możliwy tylko pod warunkiem istotnego wzrostu dochodów konsumentów, a na to się raczej nie zanosi - zaznaczyła.